Wtedy włożę maskę. Zawsze będę ją miał przy sobie i w
razie potrzeby, gdy ogarnie mnie bezsilność lub przerażenie, nałożę ją, by
skryć swój strach.
Jonathan Carroll "Na pastwę aniołów"
Leżała na plecach, czekając na świt i uśmiechając się do
siebie pod nosem. Nawet wspomnienie wieczoru dnia poprzedniego i rodzinnej
kłótni nie potrafiło zepsuć jej dobrego humoru. Iskadar już się na nią nie
gniewał i nastolatka musiała przyznać, że bardzo zależało jej na jego
przyjaźni. Było jeszcze tyle rzeczy, których mogła się od niego dowiedzieć,
nauczyć o jego świecie. Były też takie rzeczy, których chciała się dowiedzieć o
nim samym. Fakt, iż był on synem Athala – karczmarza i barda - wcale nie
powinien ją tak zaskoczyć. Iskadar ewidentnie odziedziczył talent po ojcu, a
Whisper uważała, że w tym przypadku uczeń prześcignął mistrza w swoim fachu.
Jej niebieskowłosy znajomy był jedną z tych osób, których można było słuchać
godzinami i dziewczyna była pewna, że nie zanudziłby jej nawet opisując budowę
silnika samochodowego (choć nie podejrzewała, by miał o nim jakiekolwiek
pojęcie), albo czegoś, co uważała za równie mało interesujące.
Więc leżała, nie zamierzając w najbliższym czasie ruszać
się z łóżka. Od dziś oficjalnie zaczynały się jej wakacje i chciała z nich
korzystać w pełni. Albo właściwie na tyle, na ile jej uziemienie i rodzice by
pozwalali. Za drzwiami pokoju już było słychać kroki i odgłosy reszty
mieszkańców przygotowujących się na powitanie nowego dnia. Whisper brakiem
swojej obecności na śniadaniu miała zamiar oznajmić swój protest. Oskarżenia
macochy nadal wydawały jej się, co najmniej, niesprawiedliwe. I byłaby tak
leżała w nieskończoność, gdyby nie to, że pierwsze promienie słońca wpadły do
jej pokoju, ciągnąc za sobą niezbyt przewidywalny ciąg wydarzeń.
Początkowo Whisper nie do końca wiedziała co się dzieje.
Jej pokój wypełnił cichutki dźwięk, który szatynka szybko rozpoznała jako coś
na pewno nie pochodzącego z tego świata. Czyżby znowu przenosiła się na
spotkanie Iskadarowi? W takim razie, czy możliwe było się tam dostać również
nie śpiąc, w ciągu dnia? Jeśli tak, nastolatka miała zamiar z tego skorzystać.
Zamknęła oczy, wsłuchując się w subtelny świergot ptaków, na twarzy czując
przyjemny podmuch wiatru i zwolniła oddech, rozkoszując się przyjemnym aromatem
kojarzącym się z lasem w środku lata.
I wtedy coś usiadło jej na czole.
Henry bynajmniej nie uważał, że jego córka miała prawo
nie stawić się na śniadaniu tylko dlatego, że chwilowa wolność od edukacji
pozwalała jej na lenistwo. Otóż miał zamiar przemówić jej do rozsądku lub,
gdyby wymagała tego sytuacja, siłą zaciągnąć do jadalni. Chciał, by córka i
żona, jak co ranek, usiadły wspólnie przy stole i przynajmniej spróbowały
nawiązać jakąś grzeczną, choć pozbawioną szczególnej głębi, konwersację. A
później miał też zamiar z obiema kobietami przeprowadzić poważną rozmowę na
temat ich zachowania kilka godzin temu.
Pewny, że jego taktyka zadziała, stanął przed drzwiami
sypialni nastolatki i zapukał. Zamiast ospałych pomruków niezadowolenia
usłyszał trzask, jakby ktoś kopnął w coś drewnianego (zapewne mebel), syk bólu
i przekleństwo. Chwilę później Whisper otworzyła drzwi, ale tylko na tyle, by w
szparze pomiędzy framugą, a drzwiami zmieścić połowę twarzy. Henry zauważył, że
nadal ma na sobie sukienkę, którą nosiła na kolacji, a włosy miała poczochrane
w dość imponującym stopniu.
- Dzień dobry - powiedział, starając się zignorować
podejrzane zachowanie córki. - Śniadanie na stole - oświadczył pogodnym tonem.
- Jakoś nie jestem głodna - odpowiedziała wymuszenie
swobodnym tonem Whisper.
- Na dół. Teraz - odparł na to spokojnie mężczyzna i
ruszył na parter, do jadalni, z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku. Szatynka
natomiast zatrzasnęła drzwi i rozejrzała się gorączkowo po pokoju. Podbiegła do
okna, by upewnić się, że jest zamknięte, po czym porwała szlafrok, który w
biegu na siebie zarzuciła, ignorując małego osobnika, siedzącego na żyrandolu i
wystawiającego jej język.
- Ja zwariuję. Mam wróżki w pokoju - mruknęła bystro pod
nosem, zerkając na łóżko, gdzie drugi rozrabiaka skakał po poduszkach. Upewniła
się, że żaden z nich nie jest zainteresowany wychodzeniem na zewnątrz,
otworzyła drzwi, ale tylko na tyle szeroko, by sama się w nich zmieścić, i wyskoczyła
na korytarz, szybko zatrzaskując je za sobą. I stanęła oko w oko (tylko że na
wysokości jej pasa) z Ollym. Chłopczyk posłał przybranej siostrze swoje
najgorsze, najokropniejsze spojrzenie mówiące "nie lubię cię". Jej
mówiło mniej więcej to samo z silny akcentem na "nie". Z tym niemym
porozumieniem rodzeństwo razem ruszyło schodami na dół.
Whisper nie uczestniczyła w wesołej rozmowie macochy i
ojca, dotyczącej ich wyjazdu do Hiszpanii już w następnym tygodniu. Jedyne, co
chodziło jej teraz po głowie, to te małe, bezczelne stworzonka, siedzące w jej
pokoju. Martwiła się, że coś zniszczą, albo, co gorsza, wyjdą na zewnątrz. Ale
wtedy sobie przypomniała, że jej garderobę można zamknąć na klucz.
Po skończonym posiłku szybko wbiegła na górę, ostrożnie
otworzyła drzwi i wpadła do pokoju. Dwie, mieniące się kolorami wróżki
przyglądały jej się z wyraźnym zaciekawieniem z biurka. Jedna dyndała do góry
nogami z lampki, podczas gdy ta druga, zajmowała się turlaniem ołówka po
blacie.
- Dobrze się bawicie? - spytała z sarkazmem nastolatka,
otwierając drzwi do garderoby. Wróżki, bynajmniej, nie były nią wcale
zainteresowane. - Co to Iskadar mówił...? - spytała na głos. - Że lubicie
ładne, błyszczące kamienie? - Dziewczyna podeszła do szafki nocnej, gdzie miała
pudełko z biżuterią. Spośród sznurków korali, pereł i pierścionków, wygrzebała
bransoletkę, którą nosiła sporadycznie, tylko na specjalne okazje. Srebro
upstrzone drobnymi diamencikami rozbłysło w świetle wpadających przez okno
promieni słońca, a wróżki zareagowały natychmiast, czego brunetka się wcale nie
spodziewała. Widząc lecące w jej stronę stworzonka, spanikowała i z krzykiem
wyrzuciła bransoletkę w powietrze. Tylko czystym przypadkiem wylądowała ona na
podłodze otwartej garderoby, której drzwi Whisper szybko zatrzasnęła, gdy
wróżki rzuciły się na błyskotkę. I zrobiła to w idealnym momencie, bo chwilę
później do pokoju wszedł Olly.
- Zapomniałeś zapukać - powiedziała chłodno Whisper,
obdarzając go jedynie przelotnym spojrzeniem. - Czego chcesz? - spytała, rozglądając
się po pokoju w poszukiwaniu klucza. Wolała, żeby żaden z członków jej rodziny
nie został zaatakowany przez kuzynki Dzwoneczka. Tymczasem Olly zrobił kilka
kroków w głąb pokoju. Swoje drobne ramiona miał skrzyżowane w bojowej postawie,
a usta wydęte. Nawet w takiej pozie wyglądał uroczo i nieco komicznie, co jego
siostra odmówiła zauważyć.
- Jesteś dla mnie niemiła - skomentował w momencie, gdy
Whisper z triumfalnym okrzykiem (aha!) wydobyła
kluczyk spod biurka.
- Takie życie, dzieciaku. Przyzwyczaj się - powiedziała,
machając chłopczykowi kluczem przed nosem. Miała zamiar wypchnąć go z pokoju na
korytarz, ale ten wywinął jej się spod ramienia i wyrwał klucz z dłoni.
Nie zdążyła się nawet zdziwić i zorientować, co Olly zamierza, gdy z powrotem
otworzył garderobę, skąd z zafascynowaniem zerknęły na nich wróżki, i wepchnął
do niej Whisper. Dziewczyna wydała z siebie zdumiony okrzyk i wylądowała w
stercie poskładanych w kostkę dżinsów, a Olly zatrzasnął szybko drzwi. Szczęk
zamka uświadomił nastolatce, co jej brat zrobił i wypełniła ją prawdziwa furia.
- Olly! - wrzasnęła, a odpowiedział jej trzask zamykanych drzwi jej pokoju.
Zajęło jej dobre pół godziny, żeby się przekonać, że za
zamkniętymi drzwiami garderoby i pokoju nikt jej nie usłyszy. A starała się jak
mogła krzycząc, waląc pięściami o ściany swojego małego więzienia. Wróżki
kibicowały jej, uwieszone jednej z sukienek na wieszaku.
- Zamorduję go - stwierdziła dobitnie nastolatka i
łypnęła groźnym okiem na wróżki. Cienka smuga światła, wpadająca przez szparę w
drzwiach pozwoliła jej na zorientowanie się, że te małe stworzonka świetnie się
bawią jej kosztem. Ale gdy jej początkowa złość nieco osłabła, Whisper
postanowiła przyjąć do świadomości, że ktoś ją w końcu znajdzie. Nie było więc
sensu zdzierać gardła, gdy ojciec wraz z Ally nadal przebywali na parterze, w
kuchni.
Whisper postanowiła rozważyć swoje opcje dotyczące
wróżek. Małe, kolorowe stworzonka jak na razie postanowiły jej nie zaczepiać,
zamiast tego wyrywając sobie nawzajem bransoletkę z maleńkich dłoni i
zwiedzając szafę, goniąc się pomiędzy wieszakami ubrań. Nastolatka szybko
doszła do wniosku, że musi się ich pozbyć. W końcu nie należały do jej świata i
na dodatek były wyjątkowo irytujące. Wzięła kilka głębszych oddechów,
przymknęła oczy i wspomnieniami wróciła do jej ostatniego spotkania z
Iskadarem. Jak to się stało, że zwróciła mu jego flet? Czy nie zasnęła z nim w
rękach? Ano tak, tylko że ta opcja wydawała jej się mało prawdopodobna
zakończenia sukcesem, gdy brało się pod uwagę dwa, bardzo słabo współpracujące
z ludźmi, fantastyczne stworzonka.
Dziewczyna właśnie postanowiła, że się najpierw ze swoim
niebiesko-włosym znajomym skonsultuje w tej sprawie, gdy usłyszała dźwięk
otwieranych drzwi jej pokoju i ciche, niepewne: "Whisper?".
- Tu jestem! - wydarła się uwięziona nastolatka i walnęła
otwartą dłonią w drzwi garderoby. Już po chwili została uwolniona przez nikogo
innego, jak jej ojca. Chyba tylko on jeden w tej rodzinie z nią jeszcze chciał
rozmawiać. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy padło na nią ciepło letniego
słońca. Jej chwilowe rozluźnienie jednak nie trwało długo, bo sekundy po tym,
jak drzwi zostały otwarte, z garderoby do pokoju z powrotem wpadły wielce z
siebie zadowolone wróżki.
- Co się stało? - spytał Henry, w tym samym czasie, w
którym Whisper wykrzyknęła "nie!" i rzuciła się zamknąć drzwi swojego
pokoju, co by wróżki nie wyleciały sobie na korytarz. Przez chwilę stała tak,
oparta plecami o drzwi, wzrokiem podążając za latającymi pod sufitem
stworzeniami, zastanawiając się, jak wyjaśnić ojcu, obecność małych,
uskrzydlonych ludzików rodem z disneyowskiego Piotrusia Pana. Mężczyzna chyba
jednak nie był nimi zainteresowany, bo stał jak słup soli, z niejakim
przerażeniem wpatrując się w córkę. - Jak... czy to Olly zamknął cię w szafie?
- spytał ostrożnie.
- Tak! - oznajmiła z oburzeniem Whisper. - Wepchnął mnie
do środka i przekręcił klucz!
- Porozmawiam sobie z nim - zapewnił córkę Henry, nadal
przyglądając jej się ze zmartwieniem. Czemu co chwila spoglądała nerwowo na
sufit? Czemu mruczała coś pod nosem do siebie? - Masz jakieś plany dla siebie
na dziś? - spytał, starając się zachować spokój. Bo w córce, którą przecież
kochał nad życie, właśnie ujrzał cień swojej żony. Zdrowej, młodziutkiej,
roześmianej Lotte, której dopiero zaczynały się pierwsze epizody schizofrenii.
I ta wizja strasznie go przeraziła.
- Raczej nie... - mruknęła nieobecnym tonem Whisper,
patrząc jak jedna z wróżek podlatuje do jej ojca, zawisa tuż przed jego twarzą
i wyciąga do niego język. - Muszę się pouczyć - oznajmiła momentalnie,
podbiegła do Henry’ego, tym samym odstraszając małego urwisa i złapała ojca za
rękaw koszuli, ciągnąc go do wyjścia. - Będę pewnie zajęta cały dzień, więc nie
przeszkadzajcie mi, ok? - Z tymi słowami zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
- Ale... ty masz wakacje - powiedział jeszcze Henry,
zanim odwrócił się na pięcie, by wykonać pewien bardzo ważny telefon.
***
Dzień minął Whisper na przesiadywaniu w pokoju i
pilnowaniu wróżek. Na chwilę opuściła go tylko raz, po południu, gdy
uświadomiła sobie, że może te małe stworzonka, tak jak ona, też trochę
zgłodniały. Przyniosła im na spodku kilka warzyw (sałatę, pokrojone pomidory i
marchewkę), ale ich nie ruszyły. Potargany chleb, plasterki sera i szynki też
się nie sprzedały. Owoce okazały się być ostatnią porażką (Whisper musiała to
wszystko w końcu zjeść sama), bo wróżki wręcz rzuciły się na miseczkę orzeszków
i rodzynek. Nastolatka siedziała po turecku na łóżku i chichotała pod nosem
obserwując, jak wróżki wyrywają sobie z dłoni małe orzeszki laskowe w
czekoladzie i na przemian je wąchały, jakby nie były pewne czy coś takiego jest
jadalne. Pewnie nigdy wcześniej nie miały z czekoladą do czynienia, a coś
Whisper mówiło, że po dzisiejszym doświadczeniu, nie będą chciały jeść nic
innego.
- Czekolada rządzi - poinformowała wróżki tonem znawcy, w
myślach stwierdzając, że wcale się nie dziwi Górskim Duchom, którzy udomowili
te irytujące stworzonka. W gruncie rzeczy były przecież całkiem zabawne i
urocze.
Wieczór nadszedł szybko, a wraz ze znikającym za
horyzontem słońcem, wróżki robiły się coraz bardziej senne, co Whisper bardzo
odpowiadało. Tym razem była przygotowana. Zmuszanie się do uśnięcia wcześniej
niż zazwyczaj nie miało sensu, bo tylko przewracałaby się w łóżku z boku na
bok. Zamiast tego wzięła długą, gorącą kąpiel. Poświęciła czas na wysuszenie
suszarką włosów, czego zazwyczaj nie robiła, bo wolała pozwolić im wyschnąć
naturalnie; starannie wybrała ubranie, tak właściwie nie wiedząc, jakiej pogody
czy nawet pory dnia mogłaby się spodziewać w jej sennym świecie. I pamiętała,
by położyć się w butach.
Zmęczyła oczy, najpierw uzupełniając wpis w swoim
urodzinowym notesie, dokładnie zapisując swoją ostatnią senną wędrówkę i szczegółowo
szkicując zarys wróżek drzemiących w prowizorycznym gniazdku utworzonym głównie
ze skarpetek znalezionych na podłodze; a później czytając kilka rozdziałów
ulubionej książki. W końcu, pewna, że tym razem uda jej się zasnąć bez
problemów, bo zwyczajnie czuła zmęczenie, zgasiła światło, ułożyła głowę na
poduszce i... momentalnie przed jej oczami ukazała się błękitna puszcza.
Przez chwilę stała bez ruchu, zaskoczona tak szybkim
zaśnięciem, a widok lasu, jak zwykle zaparł jej dech w piersi.
- Chyba zaczynam nabierać wprawy - stwierdziła z
entuzjazmem. Jej wzrok automatycznie objął otoczenie i dziewczyna złapała się
na tym, że wśród niebieskiego listowia drzew i krzewów, wypatruje także
czupryny Iskadara. Nigdzie nie było go widać, czego w sumie oczekiwała, ale tym
razem z pełną pewnością siebie ruszyła na przód, z przekonaniem, że w końcu na
niego (lub kogokolwiek innego) trafi.
Po raz pierwszy czuła, jakby naprawdę należała do tego
świata. Miała na sobie wygodne leginsy, t-shirt i trampki, więc nie doświadczyła
tego niemiłego sennego wrażenia, jakby trafiło się w jakieś miejsce w samej
bieliźnie. Wręcz przeciwnie. Whisper mogła z łatwością wyobrazić sobie, że była
to taka wakacyjna wycieczka w nieznane. Miała przed sobą piękny las, pełno
możliwości, a dzień dopiero się zaczynał. Tak, dziewczyna była pewna, że tym
razem trafiła do tego świata o poranku. Słońce nieśmiało wyglądało zza co
niższych koron drzew, a nad ziemią unosiła się mgła, dająca powietrzu
chłodnego, choć rześkiego uczucia. Postawiona przed dokonaniem wyboru kierunku,
który miałaby dziś obrać, Whisper postanowiła iść przeciwko swoim zwyczajnym
przekonaniom, według których to, co wypróbowane, było dobre, a to, co nieznane,
miało potencjalnie prowadzić do porażki. Dziewczyna nie lubiła ryzykować, nie
lubiła zmian, za to lubiła rutynę. Dzisiaj jednak poszła prosto na północ,
czyli dokładnie w przeciwnym kierunku od Wioski w Dolinie.
W przeciwieństwie do jej wycieczki na południe, tym razem
już wkrótce teren przed nią zaczął się wznosić, zamiast opadać. Leśny krajobraz
zamienił się w otwarte przestrzenie licznych pagórków, tworzących, jak okiem
sięgnął, błękitne, falowane morze trawy. Dziewczyna aż zaśmiała się do siebie.
Nadal nie mogła przywyknąć do tego, że trawa, jak i liście drzew były tu we wszystkich
odcieniach koloru niebieskiego zamiast zielonego. Trawiaste zbocza wzgórz i
pagórków wkrótce przemieniły się we wrzosowe wzniesienia, tym razem mieniące
się barwami fioletu, pośród których Whisper ujrzała szeroki, kamienisty trakt.
Zrezygnowała więc z wycieczki w wysokich trawach na rzecz nieco wygodniejszego
marszu na stałym, twardym gruncie. Droga ta prowadziła w górę wzniesienia i
dziewczyna ruszyła nim bez wahania. Gołe wzgórza wkrótce ponownie zaczęły
obrastać w drzewa, jednak tym razem były to niższe i gęstsze iglaki. I one
mieniły się barwami błękitu, choć wydawały się ciemniejsze, o bardziej
niepokojącym wyrazie. Na szczęście słońce wkrótce wzeszło ponad szczyty
najwyższych drzew i Whisper znowu poczuła się swojsko i bezpiecznie, jakby żadne
zło tego świata nie mogło jej tu dosięgnąć.
Poza, oczywiście, pragnieniem. Bo co z tego, że miało się
na nogach wygodne trampki, jak nie pomyślało się o zabraniu głupiego plecaka z
butelką wody w środku. Whisper przeklinała w myślach swoją bezmyślność. Że też
zachciało jej się długich spacerów w taką pogodę. Bo nie dość, że marsz już ją
zdążył sporo zmęczyć, to jeszcze robiło się coraz cieplej. Na całe szczęście,
chrupanie kamieni pod gumowymi podeszwami jej tenisówek wkrótce zostało
zakłócone przez odgłos szumiącej wody. Szatynka bez wahania zboczyła z obranej
drogi by wejść głębiej w las i odnaleźć zbawienny potok. Niezbyt szeroka
stróżka kryształowo przejrzystej wody spływała wartkim nurtem ze zbocza
nieopodal i kusiła swym orzeźwiającym chłodem. Whisper odetchnęła z ulgą i
przykucnęła na brzegu, by po chwili zanurzyć ręce w przyjemnie zimnej wodzie. W
złożonych w miseczkę dłoniach uniosła do ust nabranej wody, ale nie dano jej
zaspokoić pragnienia, bo coś mocno szarpnęło ją za ramię do tyłu.
Wylądowała z impetem na plecach w trawie, aż ją
pozbawiło na moment tchu. Krople nabranej wody poleciały we wszystkie strony,
ale nie miała pojęcia co się właściwie stało, do momentu, gdy słońce bijące na
nią spośród gałęzi drzew nie zostało przysłonięte przez czyjąś głowę.
- A twierdziła, że taka inteligentna z ciebie
dziewczyna... - powiedział mężczyzna, pochylając się nad leżącą w trawie
Whisper. Dziewczyna momentalnie poznała ten głos i choć twarzy nie mogła
dostrzec przez słońce oświetlające jego głowę od tyłu, dobrze wiedziała czyje
niebieskie kosmyki włosów powiewały na wietrze kilkadziesiąt centymetrów nad
jej twarzą.
- Iskadar... - wypowiedziała jego imię z niejaką
pretensją, zbierając się szybko z ziemi i jednocześnie uśmiechając się
radośnie. Jednak gdy tylko stanęła na nogi, otrzepała się z brudu i spojrzała
mężczyźnie w twarz, zrozumiała, że to nie swojego znajomego Leśnego Ducha ma
przed sobą. Uśmiech zamarł na jej ustach, natomiast ten, prezentujący się na
twarzy nieznajomego znacznie się poszerzył, gdy zobaczył, że dziewczyna przed
nim domyśliła się swojej pomyłki.
Uwielbiam Cię! Cudowny rozdział, intrygujący. To opowiadanie to jedno z moich najulubieńszych w blogosferze.
ReplyDeletePozdrawiam, życzę weny!
Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa ;) To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Pozdrawiam serdecznie!
DeleteWe wtorek mam egzamin, więc chwilowo nie będę się szczególnie rozpisywał, ogólnie trochę nie pamiętałem na czym stanęło w poprzednim rozdziale, ale ten mi się podobał ;) Widziałem jakieś parę trochę dziwnie brzmiących fraz, więc "po wtorku" przeczytam sobie jeszcze raz i ewentualnie (o ile rzeczywiście coś takiego istniało;p) Ci napiszę;) Ogólnie ciekawie! A jak zobaczyłem cz.1/2 to pierwsze co pomyślałem, to, że muszę spytać: " Czyżbyś podążyła za hollywoodzkimi trendami i to jest ostatnia część, więc dzielona na pół? xD".
ReplyDeletePozdrawiam,
N.S.
Tak właśnie się obawiałam, że już niektórzy mogą nie pamiętać o co chodzi ^^'
DeleteZa wszelkie wytknięcia będę niezmiernie wdzięczna, a jeśli chodzi o drugą część, to nie, no coś Ty. Nie bawię się w Hollywood xD Po prostu rozdział mi się strasznie wydłużył więc postanowiłam go podzielić. To dopiero piąta część a zaplanowanych mam dziesięć ;)
Wiem, wiem, żartuję;p I zaiste mówiłaś, że ma ich być dziesięć!
DeleteGrumpy Old Nathaniel's Birthday Ramblings:
-"Iskadar już się na nią nie gniewał i nastolatka musiała przyznać, że bardzo zależało jej na jego przyjaźni." - wydaję mi się, że bardziej pasowałby tu spójnik "a", niż "i".
-"(...) a Whisper uważała, że w tym przypadku uczeń prześcignął mistrza w swoim fachu." Odpuściłbym trzy ostatnie słowa, bo 1. nie pasują do "melodii" 2. no, bo przecież logiczne, że w swoim im fachu, a nie np. w szydełkowaniu tudzież grze na grzebieniu;pp
-"Więc leżała, nie zamierzając w najbliższym czasie ruszać się z łóżka." Wszystkie nauczycielki polskiego jakie mnie uczyły krzywiły się nieziemsko, na zaczynanie zdania od więc, ergo sugeruję "Leżała więc..."xp
-"Od dziś oficjalnie zaczynały się jej wakacje i chciała z nich korzystać w pełni. Albo właściwie na tyle, na ile jej uziemienie i rodzice by pozwalali." Coś tu nie gra. A może by tak: "Od dziś zaczynały się jej wakacje i chciała skorzystać z nich w pełni. A właściwie na tyle, na ile pozwalała obecność rodziców i jej uziemienie." Coś w ten deseń w każdym razie, oczywiście jak na mój gust;)
-Następne zdanie "słychać już było" nie "już było słychać".
- "I byłaby tak leżała w nieskończoność, gdyby nie to, że pierwsze promienie słońca wpadły do jej pokoju, ciągnąc za sobą niezbyt przewidywalny ciąg wydarzeń."
To jest takie trochę czepialskie,bo domyślam się, co ta archaizacja ("byłaby leżała"), ma na celu, ale przetransformowałbym to tak: "I leżałaby tak pewnie w nieskończoność, gdyby nie pierwsze promienia słońca, które wpadły do jej pokoju, ciągnąc za sobą ciąg nieprzewidywalnych wydarzeń".
-"jako coś na pewno nie pochodzącego z tego świata." - albo "coś co na pewno nie pochodziło z tego świata".
- "W takim razie, czy możliwe było się tam dostać również nie śpiąc, w ciągu dnia?" Zdaje się, że albo "możliwym było" albo po prostu "można było".
-"Dwie, mieniące się kolorami wróżki przyglądały jej się z wyraźnym zaciekawieniem z biurka" - jakby brakowało sylab w tym zdaniu, dał bym na końcu "siedząc na biurku" ;p
-"Wróżki, bynajmniej, nie były nią wcale zainteresowane" ok, spoks-joga, "bynajmniej", "wcale", chyba aż tak to nie były niezainteresowane, bo cytując klasyka "zaczęły by się cofać";p Wyrzuciłbym "wcale";pp
-"...czego brunetka się wcale nie spodziewała." dałbym "wcale się nie spodziewała"
OK, sorry Winetou, ale muszę przerwać, bo ten upał robi swoje i zaraz zamiast laptopa będę miał bryłkę topionego plastiku... Dokończę wkrótce!;)
CYA!;)
PS. U Was też jest taka piękna pogoda?:)
Powrót Yeti...znaczy Jedi, co ja gadam... Ciąg dalszy tego wyżej ( raczej część 2/3...):
Delete-"Nawet w takiej pozie wyglądał uroczo i nieco komicznie, co jego siostra odmówiła zauważyć." - Druga część zdania, ta po przecinku, nie ma sensu. Chyba zmieniałaś koncepcje i zostało pół-tego pół-tego albo coś;pp Rozumiem, że miało to znaczyć :"czego jego siostra nie miała zamiaru przyznać", si Seniorita?;p
-"Nie zdążyła się nawet zdziwić i zorientować, co Olly zamierza, gdy z powrotem otworzył garderobę, skąd z zafascynowaniem zerknęły na nich wróżki, i wepchnął do niej Whisper." nie pasuje mi to spójnik "i", proponowałbym tak myk: "Nie zdążyła się nawet zdziwić, a tym bardziej zorientować, co Olly zamierzał, gdy z powrotem otworzył garderobę, skąd z zafascynowaniem zerknęły na nich wróżki, i wepchnął do niej Whisper". Coś takiego.
-" Dziewczyna wydała z siebie zdumiony okrzyk i wylądowała w stercie poskładanych w kostkę dżinsów, a Olly zatrzasnął szybko drzwi." Może "szybko zatrzasnął"...?;)
-"Szczęk zamka uświadomił nastolatce, co jej brat zrobił i wypełniła ją prawdziwa furia." - "...co zrobił jej brat..." chyba brzmi lepiej.
-"Wróżki kibicowały jej, uwieszone jednej z sukienek na wieszaku." - chyba miało być "uczepione", nie?
-"te małe stworzonka świetnie się bawią jej kosztem" -> "bawią się"? W Twojej wersji brzmi bardziej potocznie, jakby językiem mówionym, może taki miał być efekt?
-"Ano tak, tylko że ta opcja wydawała jej się mało prawdopodobna zakończenia sukcesem, gdy brało się pod uwagę dwa, bardzo słabo współpracujące z ludźmi, fantastyczne stworzonka." - wyrzuciłbym "zakończenia sukcesem", bo 1. chyba trzeba by tam dodać jeszcze "do", 2. jest zbędne, 3. lepiej brzmi bez niego;p
-"Dziewczyna właśnie postanowiła, że się najpierw ze swoim niebiesko-włosym znajomym skonsultuje w tej sprawie, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi jej pokoju i ciche, niepewne: "Whisper?"."- Hmm...to ustawianie "się", które występuje w tym zdaniu pojawia się u Ciebie bardzo często i zastanawiam się czy robisz to celowo, bo to ma brzmieć tak "luźno" i potocznie, czy "tak Ci się robi" samo z siebie? Bo to jest zdanie z mowy potocznej a la "Weź się najpierw go spytaj bla bla bla". Ja bym postulował jednak taką formę: "Dziewczyna właśnie postanowiła, że najpierw skonsultuje się ze swoim niebiesko-włosym znajomym, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi swojego pokoju...". Usunąłem też "w tej sprawie", bo wydaję mi się, że jest zbędne.
-"Chyba tylko on jeden w tej rodzinie z nią jeszcze chciał rozmawiać."- Jakiś crazy szyk zdania Ci tu wskoczył, to pewnie wina wróżek;p "Chyba tylko on jeden w tej rodzinie chciał z nią jeszcze rozmawiać.".
OK, koniec części drugiej, bo zaraz zasnę i nie ma to bynajmniej związku z poziomem Twojego opowiadania, które jest bardzo fajne, tylko z egzaminem (ostatnim!Yuuupi!), który zmusił mnie do wstania o 6.50!...Zzz...! Dobrej Nocy!;)
N.S.
Cześć;) Opóźniony o pół wieczności powracam dokończyć te swoje zrzędzenie, głównie dosyć subiektywne, jak się zdaje (dlatego nie przejmuj się ich pozorną ilością). Ogólnie to sorrewicz, że dopiero teraz to kończę, ale jakoś w niewyjaśnionych okolicznościach nagle jest już sierpień...O.o
Delete-"Wieczór nadszedł szybko, a wraz ze znikającym za horyzontem słońcem, wróżki robiły się coraz bardziej senne, co Whisper bardzo odpowiadało." - how'bout " ~~ co bardzo odpowiadało Whisper"?
-"Słońce nieśmiało wyglądało zza co niższych koron drzew, a nad ziemią unosiła się mgła, dająca powietrzu chłodnego, choć rześkiego uczucia." - Zdaję się, że miało być "nadająca powietrzu", nie "dająco", hmm?;p I druga kwestia, "chłodnego, choć rześkiego", jest nieco bez sensu, bo to prawie to samo, jak na mój gust. Dałbym tam raczej "i" albo użył innego słowa, może "orzeźwiającego"...? Choć ono też brzmi nieco dziwnie.
-"jakby żadne zło tego świata nie mogło jej tu dosięgnąć." - Dobra, to będzie dziwne. Wywaliłbym z owego zdania słowo "tego", a to z tej przyczyny, że ona przenosi się między dwoma światami, przez co określenie "tego świata" tyczy się świata snów, a jak mniemam chodzi raczej o ten realny (że tak je nazwę). W związku z tym wywalając "tego" zostanie ogólnik, który będzie bardziej pasował w tym dwu-światowym kontekście ;pp
-"Bo nie dość, że marsz już ją zdążył sporo zmęczyć, to jeszcze robiło się coraz cieplej." - "już zdążył ją mocno zmęczyć" tak by sugerował ;)
OK, zdaję się, że to wszystko co wydało mi się w jakikolwiek sposób "dziwne". Nie wiem co o tym sądzisz, mam nadzieję, że się do czegoś przyda.
A co tam słychać? Jak płyną wakacje?
Peace,
Nathaniel;)
Dzięki wielkie za te wszystkie wytknięcia i wskazówki. Muszę się w końcu zabrać za poprawki i pisanie nowych części, ale na razie totalnie nie mam weny.
DeleteWakacje płyną nadzwyczaj szybko (zazwyczaj strasznie mi się ciągną, a tu już sierpień!). Już po graduation więc jestem oficjalnie po studiach. Dziwne uczucie.
A co tam u Ciebie? Jak spędziłeś wakacje, albo jakie masz na nie jeszcze plany?
Pozdrowionka
O.o no to gratz!;) I co teraz robisz?;> ;p
DeleteJa miałem praktyki najpierw (udało mi się zrobić je w 2tyg. zamiast miesiąca;p), potem byłem na Frańciszkańskim Spotkaniu Młodych, chciałem iść na Pielgrzymkę, ale byłem chory (lol, przy 35C?!), a teraz chwilowo siedzę na chacie, we wrześniu jadę na ślub kuzynki mojej dziewczyny, potem w Tatry, a potem jak dobrze pójdzie to do ciotki do Norwegii O.o Także planuję big finish;p
A z weną mam podobne problemy, więc biorę się w nieskoordynowany sposób za to co akurat mi się zachce;p
A wiesz, szukanie pracy i te sprawy xD
DeleteTo widzę, że masz zajęte wakacje. Fajnie. Oj i zazdroszczę Ci wyjazdu w góry. Strasznie mi ich brakuje.
I powiem Ci, że ja też na chwilę zachorowałam w środku najgorętszego lata (nie mieliśmy lepszego lata w Anglii od 30 lat podobno). Nie ogarniam tego ;p
Przeczytałam wszystkie odcinki z serii "Subconscious" i muszę przyznać, że nie mogę doczekać się kolejnej części opowiadania. Podoba mi się twój styl pisania, a do tego wciągnęłam się w historię Whisper. Twoje opowiadanie kojarzy mi się z serią "Magiczny krąg" Libby Bray, a imo to naprawdę dobre książki.
ReplyDeletePozdrawiam!
Dziękuję ślicznie za miłe słowa. Szczerze mówiąc nie znam książek Libby Bray, a zaintrygowałaś mnie troszkę, więc na pewno do nich zajrzę ;)
Delete