30 May 2014

9. Łosoś, Australijczyk i transwestytka

Audiencja u królowej strasznie się dłużyła magowi, za to jego towarzysz był w siódmym, a nawet ósmym niebie, ciesząc się z każdej sekundy spędzonej obok ukochanej... A ukochana nie miała czasu. Musiała przecież rządzić krajem, zorganizować nieplanowaną, a wzmożoną produkcję ciastek dla swego głodnego ludu i do tego wszystkiego musiała zrezygnować z uczęszczania do klubu zawodowych dziergaczek. Doprawdy ciężkie miała życie... I nie zauważała tych tęsknych spojrzeń ze strony nieco wyłysiałego, ale nadal ponętnego, wilka.
Matteo coraz bardziej się niecierpliwił. Zaczął nawet, w dość irytujący dla królowej sposób, gwizdać, pstrykać palcami i mrugać uszami. Zwłaszcza tego ostatniego Muminka nie mogła znieść. Spojrzała piorunującym wzrokiem, z którego tryskały pioruny, na maga, lecz ten wcale się nie zląkł. Natomiast wilk poczuł się urażony, że to nie na jego wyprofilowanej twarzy spoczął ów wzrok. Ostentacyjnie prychnął i to właśnie sprawiło, że królowa w końcu skupiła swą uwagę na wilku, który (wniebowzięty z oczywistych względów) zaczął rozważać możliwość rozpłynięcia się z czystego zadowolenia. Matteo widząc w tym swoją jedyną szansę, postanowił zadziałać, by ten niemożliwy związek pomiędzy królową, a wilkiem stał się jak najbardziej możliwy, a do tego jedyny w swoim rodzaju. Zaiste... będą o tym mówić przez milenia.
Wstał więc, zerwał losowy kwiat (w tym przypadku łososia), wsadził go wilkowi w rękę, podszedł do królowej złapał jej koronę i posadził ją na głowie wilka. Magiczna moc korony sprawiła, że wilczyca natychmiastowo zakochała się... ale w łososiu, którego trzymał wilk. Zdenerwowany tym futrzak kazał łososiowi wskoczyć do gardła, co ten niechętnie wykonał, gdyż nadal miał ochotę na słodkie pocałunki od królowej. Teraz Muminka zwróciła swoje serce do wilka, przytuliła mocno swe żebra do jego ud i mianowała go królem lasu Muminków.

- Hura! Hura! Niech żyją, niech żyją! - wiwatował lud, rzucając w nowożeńców płonącymi strzałami na znak przyjaźni i oddania. Matt wreszcie mógł odpocząć i, korzystając z zamieszania wokół, wydostać się z czeluści tego leśnego królestwa. Teraz już nic nie stało mu na drodze do dalszego wędrowania. Był przecież wędrownym magiem, a takie wspomaganie przypadkowo spotkanych osób (lub zwierząt, a ewentualnie też przedmiotów) nie leżało w jego naturze. To chyba wina tego lasu i na pewno tej różowej królewny, czy księżniczki, czy kim ona tam była. Ano jak już temat zszedł na Maię, to załóżmy, że właśnie przechodziła obok.
Tak więc wielce zaskoczony Matteo zauważył swą niedawną towarzyszkę podróży. Chciał zakraść się od tyłu i wprawić ją w taki przyjacielski zawał serca, ale wtedy zauważył, że królewna nie jest sama! Otóż idąc uparcie naprzód (jak to miała w zwyczaju) ciągnęła za rękaw pewnego okutego w żelazo młodzieńca.
- Ej, ty, smarkata! - krzyknął od progu drzewa. - Kogoś ty znowu znalazła? Ani na chwilę cię z oczu nie można spuścić. Niedawno byłaś z tą służką z Persji, a teraz sprowadzasz sobie Australijczyka. Pięknie.
- Nie rozmawiam z krowami – odparła dumnie księżniczka. - A to jest mój przyszły mąż, Krzyś, i mamy zamiar niebawem się pobrać. A taka spleśniała szafa, jak ty, nie jest nam w stanie przeszkodzić, prawda?
- Zgadza się! - Rycerz uderzył się w pierś, na znak oddania Mai.
- I nie przeszkadza ci to, że ona chrapie jak mamut, nie umie gotować, łazi w pantalonach, kopci faje jak smok wawelski, a na dodatek... - Mag próbował wymyślić coś głupiego - ... jest transwestytką?
- Nieprawda! Nie chrapię, tylko mam problemy z żołądkiem, umiem gotować jajecznicę, nie łażę w pantalonach, tylko się w nich czołgam i nie kopcę, a porównania do transwestytów sobie nie życzę. - Skrzyżowała bojowo ramiona. - A teraz idę do zamku przygotować wesele. Jak chcesz, to możesz iść z nami. Będzie darmowy bigos!
- Nie chcę umrzeć, jak wtedy, gdy mój przodek zmarł. – Mag zamilkł na moment, o czymś myśląc. - Choć lubię bigos, ale to za duża pokusa dla mnie. Zresztą, nie lubię transwestyckiej jajecznicy.
- Ale to prawda, że ona jest ten teges? - szepnął rycerz na ucho magowi.
- Ależ oczywiście! Widziałem to w jej aktach. - Matteo wyciągnął książkę o nazwie "He-he-hejka, iś bin ma i ja, ja!" i zaczął wertować jej strony. Niestety, ktoś mu w tym przeszkodził.

1 comment:

  1. Komentuję, żeby nie było, że migam się od czytania:P Żart z łososiem jest naprawdę przedni xD
    Jak tam żyjesz?;) Piszesz coś nowego (poza elfami?)? ;>

    ReplyDelete