- Aaa! - Maia właśnie skończyła swą trajektorię lotu i wleciała na łeb
jakiemuś zakutemu w blachę mięśniakowi, który, nie spodziewając się tak nagłego
ataku z powietrza, padł na ziemię i postanowił udawać, że nie żyje. Tak na
wszelki wypadek. Maia natomiast wydała z siebie iście królewski jęk i z
dezaprobatą spojrzała na osobnika, będącego obiektem swego niezbyt miękkiego
lądowania. – Ej, ty, rusz się – rozkazała i szturchnęła go stopą prosto w hełm.
- Fuj, ale smród! - odpowiedział zdegustowany osobnik, czując przepyszny
odór stopy Mai. - To ocuci nawet martwego smoka! - krzyknął.
- A nieprawda! - wydarł się smok zabity niegdyś przez samą Maię. -
Oświadczam, iż tamburynowanie tej kobietki jest tak zabójcze, iż już nigdy nie
powrócę do życia. - I ponownie padł.
- A tak w ogóle, kim jesteś, ty rumburaku? – spytał rycerz. Królewna
westchnęła, chyba już zmęczona swym wiecznym przedstawianiem się, ale z łaskawą
miną w końcu oświadczyła: - Jestem Maia, córka króla Louisa IX, władcy
Carcassonne. A ty mi wyglądasz na rycerza - stwierdziła, patrząc na
nieznajomego podejrzliwie. Podejrzany, w świetle oskarżeń wysnutych przez samą
Maię, córkę króla Louisa IX, władcy Carcassonne, postanowił ściągnąć hełm i
oczom królewny ukazały się inne oczy, które znajdowały się nad nosem, ten
natomiast znajdował się na twarzy, dodatkowo zaopatrzonej w uszy, włosy, usta,
przez które wychodziły jakieś nieznane kosmitom dźwięki, oraz całą resztę. -
Ooo... - skomentowała blondynka i uśmiechnęła się uroczo. - I do tego
przystojny... – skomentowała chytrze. - Przedstaw się, wojowniku.
- Tak. To ja ma mam na imię Krzyś i, rzeczywiście, jestem wojownikiem.
Konkretnie z Zakonu Świtu. I tam mamy za zadanie walczenie ze smokami, bieganie
po białym koniu, walkę z kopią kopii w ręku i w ogóle, ratowanie księżniczek i
takie tam. To ostatnie chyba udało mi się zrobić. – Zachichotał piskliwie, co
Mai wydawało się urocze.
- No rzeczywiście. Jesteś prawdziwym bohaterem i w ogóle. To co, weźmiemy
ślub? - Królewna to lubiła przechodzić do konkretów, a wyjść za dzielnego
rycerza to byłaby wspaniała reklama dla jej partii politycznej.
- Hm, no nie wiem. Aż tak mi spieszno do ożenku nie jest. I w ogóle. Dzieci
też nie chcę mieć. Poza tym, muszę wyjść na swoje, nadal mieszkam z matką.
- To się świetnie składa, bo ja też mieszkam z rodzicami - oznajmiła
królewna, w myślach już planując wesele. Złapała rycerza za rękę i pociągnęła
za sobą, ruszając w kierunku, z którego przyleciała. - Jak będziesz grzeczny,
to cię przedstawię mojemu drogiemu przyjacielowi, Matteo. Jest magiem, wiesz? I
wie dużo o zabijaniu smoków, to moglibyście się skonsultować... - Krzyś
popatrzał na Maię nieco rozhisteryzowany. Przecież nie mógł wziąć ożenku tak
wcześnie! Jest za młody! Nie zdąży pójść na studia! A jego gładkie dłonie nie
mogły być zniszczone przez substancje chemiczne, typu płyn do mycia naczyń, różnego rodzaju szkodniki i w ogóle! A w dzisiejszych
czasach to mężczyzna powinien się zajmować odkurzaniem, gotowaniem obiadów,
smarowaniem pleców księżniczce i wyduszaniu jej pryszczy.
- Eee... A mógłbym się
jeszcze trochę zastanowić? Albo nie, w sumie, ile mi będziesz płacić na
tydzień? - spytał, wyczekując reakcji Mai.
- Pół królestwa dostaniesz,
to nie starczy? Albo właściwie to jedną czwartą, bo dwie czwarte będą mojego
brata i jego brzydkiej małżonki - mruknęła królewna w zamyśleniu, ale nie
traciła optymizmu. - Faaajnie będzie, zobaczysz! - zapewniła go, nadal w
podskokach prąc przed siebie.
- Ech, no dobra, powiedzmy,
że się zgadzam. - mruknął przyszły książę i poszedł razem za jego przyszłą
żoną.
***
W podskokach poprzez las,
do Mai biegłby Matteo, uśmiechałby się cały czas do słonka i do chmurek, gdyby
tylko królowa, wspaniała królowa, już go wypuściła, ale nie! Bo ona MUSI z nimi
rozmawiać! Bo królowa lubiła plotki i ploteczki, a do jej ponurego królestwa
rzadko wpadały tak interesujące stwory, jak ludzie-a-nawet-magowie, więc nie
mogła przepuścić okazji, by z takowym porozmawiać. Siedziała sobie na trawce,
gdy jej gości przyprowadzono przed jej oblicze.
- O, witajcie, podróżni!
Czego chcecie? Kawki, herbatki, rodzynek... nie, rodzynków chyba już nie... a
nie, jednak rodzynek? - proponowała. - Dobra, chcecie zgniłych winogron?!
- Nie dziękuję - powiedział
Matteo.
- A poproszę - powiedział w
tym samym momencie wilk. - To moje ulubione - dodał, wpatrując się w królową z
wielkim zaangażowaniem. Królowa też spojrzała na wilka, ale tylko przez ułamek
sekundy, ponieważ wpadł jakiś strasznie poddenerwowany sługa i oznajmił:
- Pani, wilki protestują!
Lud nie ma chleba!
- To niech jedzą ciastka -
odparła. Oczy towarzysza Matteo zamieniły się w iście prześliczne spodki. Teraz
na zabój zakochał się w królowej.
No comments:
Post a Comment