Może to nie do końca był
taki dobry pomysł. Może powinienem się w końcu pogodzić z faktem, iż w moim
życiu mało co dobrze się układa. A jeśli dobrze się układa, to znaczy, że za
niedługo skończy w gruzach pod moimi stopami. Kątem oka zerknąłem na Harry'ego.
Stał obok, wystawiając twarz do wiatru. Kosmyki jego ciemnych włosów sterczały
na wszystkie strony, a zza okularów na świat spoglądały oczy, które nie powinny
być tak pogodne. Dlaczego, do cholery, on się uśmiechał?
Kaitlin chodziła w te i z
powrotem, jej buty wystukiwały rytm na chodniku i strasznie mnie irytowała.
Vivi chyba też, bo jakoś tak na nią krzywo spoglądała. Nie za często, bo jej
uwaga poświęcona był w większej mierze Johnowi. Ten natomiast stał przed
czerwoną budką telefoniczną i starał się wykombinować jak czwórka dorosłych
ludzi i nastolatek mieliby się w niej razem zmieścić. Doprawdy, zabawny widok.
Więc też się uśmiechnąłem, a Rogacz mrugnął do mnie porozumiewawczo. Wróć.
Harry, nie Rogacz.
- Nie da rady - padły
stanowcze słowa.
- Będziemy musieli jechać
na dwa razy - stwierdziła Vivi i wszyscy spojrzeli na mnie. Jakbym to ja był
mózgiem operacji. A, no tak. To był przecież mój idiotyczny
pomysł.
- No to... - zacząłem
niepewnie. Po raz pierwszy od podjęcia decyzji, że wprowadzamy mój plan w życie,
zawahałem się. Miałem złe przeczucia. A nie miewałem takich wiele w życiu.
Oprócz tej nocy, gdy Lily i James... - John, Vivi i Kaitlin. Jedziecie pierwsi
- zadecydowałem w momencie. I zanim któraś z kobiet zdążyła zaprotestować (a
protestować obie bardzo chciały) uzasadniłem swoją wypowiedź. - Wtopicie się w
tłum. Ludzie was nie znają - powiedziałem i wepchnąłem Vivi do budki. - Gdy ja
i Harry pojawimy się w Ministerstwie, jest spora szansa, że szybko nas
rozpoznają, a wolałbym w tym momencie mieć już was wszystkich gotowych do
ewentualnej interwencji. - Za Viv do środka wszedł John. - Poza tym... jeśli
coś pójdzie nie tak, zawsze możecie zaprzeczyć, że mieliście z tym cokolwiek
wspólnego.
- Bo jak z windy
wyszlibyśmy razem z tobą, byłoby to niemożliwe - dopowiedziała Kaitlin i jako
ostatnia wsunęła się do budki.
- Dokładnie - potwierdziłem
i zatrzasnąłem drzwiczki. Kilka chwil później wnętrze budki osunęło się w dół.
- Gotowy? - spytałem Harry'ego. Wydawał się całkiem spokojny.
- Tak. A ty? - spytał, unosząc
w górę brwi.
- Jasne - odparłem
momentalnie, jakby pytał mnie o coś wyjątkowo głupiego. - Tylko daj mi chwilę -
dodałem, a chodzenie w kółko udzieliło mi się od Kaitlin. Wziąłem kilka głębokich
oddechów. Nie pomogło. Ręce mi się trzęsły i czułem jak stróżka potu spływa mi
pomiędzy łopatkami. Tłumaczyłem to grzejącym słońcem, ale dobrze wiedziałem, że
moje ciało reaguje na coś innego niż temperaturę powietrza. - No i czym się tak
denerwujesz? - mruknąłem do siebie, pocierając czoło. - Weź się w garść... -
Wsunąłem rękę do kieszeni i uchwyciłem różdżkę, mając nadzieję, że doda mi ona
nieco pewności siebie. Nie byłem bezbronny. Miałem ze sobą ludzi, którzy
zgodzili się być moimi świadkami. Może to wszystko nie musiało się skończyć
katastrofą? Tylko że... Nie byłem pewny, czy potrafiłbym spędzić kolejne lata w
ukryciu, gdyby mój plan szlag trafił. A tym bardziej w więzieniu. Już
wolałbym...
- Zobaczysz ich po raz
pierwszy od lat, prawda? - spytał nagle Harry, wyrywając mnie z ponurych
rozmyślań. - Kolegów, znajomych, ludzi, z którymi kiedyś pracowałeś, z którymi
się kiedyś uczyłeś, a którzy teraz uważają cię za mordercę na wolności.
Denerwujesz się. - Ostatnie zdanie nie było pytaniem, a stwierdzeniem. A ja nie
miałem zamiaru go podważać.
- Chodźmy. Miejmy to już za
sobą - powiedziałem i otworzyłem ponownie drzwiczki budki, komentarz
chrześniaka ignorując, bo chyba na razie wolałem o tych sprawach nie myśleć.
Gdy oboje znaleźliśmy się w środku wbiłem na tarczy pięciocyfrowy kod, który
uruchomił automatyczne powitanie. Zautomatyzowany głos kobiety powitał nas w
Ministerstwie i zapytał o imiona oraz powód przybycia. - Och, zamknij się -
warknąłem. - Ja chcę po prostu moje życie... moją wolność z powrotem, jasne? -
Kobieta potraktowała moją odzywkę pogodnym ''dziękuję" i wydrukowała dla
mnie i dla Harry'ego plakietki. Młody parsknął śmiechem, gdy zobaczył, że pod
"cel wizyty" pisało "poszukiwanie życia i wolności". -
Urocze - przyznałem i z determinacją przykleiłem plakietkę na piersi.
Gdy drzwi windy otwarły się
przed nami już kilka pięter pod ziemią, w ministerstwie, znowu się zawahałem,
ale tylko na sekundę. Ramię w ramię z Harrym wkroczyliśmy do siedziby
Ministerstwa Magii i od razu poczuliśmy, że coś było nie tak. W atrium była
masa ludzi, a szum rozmów i wydawanych poleceń był prawie ogłuszający. I serce
znowu zaczęło walić mi w piersi. Już wiedzieli? Pewnie zaraz mnie pojmą, wrzucą
do Azkabanu, a Harry'ego wyślą z powrotem do jego okropnego wujostwa. Dotyk
chłodnej dłoni na moim przedramieniu prawie przyprawił mnie o atak serca.
- To całe zamieszanie to
przez Harry'ego - mruknęła Kaitlin. - Słuch po nim zaginął czternaście godzin
temu, więc co się dziwić? Minister pewnie panikuje, bo stracił swojego złotego
chłopca. Bez urazy, Harry, ale to jest lekka przesada.
- Totalnie. Gdybym
wiedział, że to ich tak poruszy, już dawno bym cię porwał - powiedziałem, a
chłopak uśmiechnął się pod nosem. Nie wydawał się urażony, raczej zaciekawiony
tym, co się wokół niego działo. - Ściągnij okulary, Harry. W danym momencie
jesteś tu najbardziej rozpoznawalną postacią. Wątpię, żeby ktokolwiek zwrócił
uwagę na seryjnego mordercę, gdy chłopiec-który-przeżył zaginął.
- Ale ja niezbyt dobrze bez
nich widzę - przyznał z niejakim zmieszaniem Harry.
- Poradzimy sobie z tym
jakoś, po prostu trzymaj się mnie, ok? - powiedziałem, patrząc jak Vivi
podchodzi do nas, a John staje przed Harrym, zasłaniając go od reszty ludzi w
ministerstwie. Blondynka wyciągnęła coś z torebki i odgarnęła Harry'emu grzywkę
z czoła.
- Zobaczmy, czy da się coś
zrobić z tą blizną - powiedziała i na palec nałożyła kroplę jakiejś dziwnej,
beżowej substancji.
- Podkład. - Usłyszałem od
strony Kait. - Nie głupie - przyznała, tonem, który świadczył o tym, że
"nie głupie" to największy komplement, jaki Vivi mogłaby się od niej
spodziewać.
- To co teraz? - spytał
John. No tak. Stanie, jak kołki, przy windach może nie do końca było dobrym
pomysłem, bo ludzie zaczęli się na nas oglądać. Ja natomiast starałem się
trzymać głowę nisko. Nie sądziłem, że ludzie szybko by mnie rozpoznali,
szczególnie, że mój portret w mediach był tak różny, od tego, który sobą
przedstawiałem.
- Musimy się dostać do
Departamentu Przestrzegania Prawa - odparłem.
- Do... żartujesz, tak? -
John ewidentnie nie był pod wrażeniem. - Wiesz, że tam jest Kwatera Główna
Aurorów? Zdajesz sobie sprawę z tego, że siedzibę ma tam Brygada Uderzeniowa?
Jak myślisz, jak oni zareagują, jeśli, tak po prostu, wejdziesz sobie do ich
departamentu?
- Tak, tak, wiem... -
mruknąłem pod nosem, nieco zniecierpliwiony. Kaitlin i Vivi skończyły poprawiać
podkład na czole Harry'ego (jego blizna całkowicie zniknęła) i razem z
nastolatkiem zaczęły się przysłuchiwać naszej wymianie zdań. - Ale jest tam też
Biuro Wizengamotu, a co za tym idzie, Dumbledore. Poza tym, jeśli jest miejsce
w całym ministerstwie, gdzie mógłbym jeszcze znaleźć jakichś przyjaciół, to
właśnie tam. Wśród aurorów i osób od przestrzegania prawa. Ach, ta ironia losu.
No więc poszliśmy. Harry
pomiędzy mną, a Johnem. Staraliśmy się jak mogliśmy, by go zasłaniać przed
wzrokiem co bardziej ciekawskich osób. Chłopak trzymał się mojego rękawa, bo
chyba rzeczywiście niespecjalnie widział bez okularów, które w danym momencie
spoczywały w jego kieszeni.
- Syriuszu - odezwała się
nieśmiało Vivi, gdy znowu jechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Głośne i
często dość nerwowe rozmowy wokół nas sprawiały, że mogliśmy być pewni, że nikt
nas nie podsłucha. - Mówiłeś, że Dumbledore będzie dziś w Wizengamocie, z
powodu jakiejś ważnej rozprawy - mówiła dalej blondynka, przezornie zerkając na
resztę pasażerów. - A co, jeśli go tam nie będzie?
- Musi być. O tej rozprawie
od tygodni rozpisywali się w Proroku.
- No tak, ale... Nikt wtedy
nie przewidział, że Harry Potter zniknie - wypomniała i nagle w windzie się
zrobiło cicho. Cholera jasna. Czemu wcześniej nikt o tym nie pomyślał?
Dziewczyna miała rację. Jeśli istniała jedna osoba, która w takiej sytuacji
porzuciłaby wszystkie swoje obowiązki, by za wszelką cenę odszukać mojego
chrześniaka, to był to Dumbledore. A bez niego moje szanse na wykręcenie się z
tej całej sytuacji właśnie bardzo zmalały. A winda nadal sunęła w dół, do
Departamentu Przestrzeganie Prawa, gdzie na mordercę miesiąca czekała cała
Brygada Uderzeniowa i Biuro Aurorów. Wspaniale zapowiadające się przedpołudnie,
nie ma co.
Zdążyłem jeszcze desperacko
pomyśleć, że nie powinienem ich wszystkich w to mieszać, gdy drzwi windy
rozsunęły się bezgłośnie. Jakiś niecierpliwy facet niższy o pół głowy nawet od
niziutkiej Vivi przepchnął się obok Johna, najwyraźniej nie mając pojęcia o
tym, że facetów takiego kalibru się zwyczajnie nie popycha, bo może to być
ostatnia rzecz jaką zrobimy w życiu. Gość wzrost najwyraźniej nadrabiał ikrą,
bo nawet warknął coś nieprzyjemnego pod nosem i prawie że pobiegł wzdłuż
korytarza, jakby jego życie zależało na dotarciu na miejsce (gdziekolwiek by to
nie było).
Tymczasem Kaitlin
wyciągnęła ramię, by zatrzymać zamykające się powoli drzwi i spojrzała na mnie
znacząco. No tak. To było nasze piętro. Tak więc, jeden po drugim, wysunęliśmy
się do dobrze oświetlonego holu. Ledwo zdążyliśmy się rozejrzeć wokół i
zadecydować jaki obierzemy kierunek, gdy z jednego z korytarzy wyszedł Moody w
towarzystwie trzech innych aurorów, których nie rozpoznałem. Najmłodszy ze
czwórki mówił o czymś z przejęciem, gestykulując zawzięcie, co wydawało się
bardzo irytować Szalonookiego. Jego sztuczne oko wirowało szybko, a tym
normalnym wydawał się przewracać z dezaprobatą za każdym razem, gdy młodzik
zwracał się do niego ‘sir’. A w końcu para jego niepasujących do siebie oczu
spoczęła na nas. Nie zwrócił na nas uwagi aż jego spojrzenie nie zatrzymało się
na mnie. I to John zareagował pierwszy.
- Co ty robisz, Black? Rusz
się – warknął, gdy wszyscy na raz zaczęli wyciągać różdżki. Zasłonił sobą Vivi
i mruknął jakieś zaklęcie, ale Moody był szybszy. Moody zawsze był szybszy.
- Nie, czekajcie... –
zacząłem, bo chciałem ich wszystkich porządnie rąbnąć. Po co miotali
zaklęciami, skoro myśmy tu tylko przyszli pogadać z Dumbledore’em? I wtedy coś,
dla odmiany, rąbnęło mnie. Zrobiło się
cicho i ciemno i więcej nie pamiętam. A obudziłem się w kuchni na Grimmauld
Place. Na stole. Co, do cholery?
***
- Co się stało, Harry? – pytali.
- Jak się tu dostałeś? –
chcieli wiedzieć.
- Czy Black coś ci zrobił?
– martwili się.
A Harry siedział
wyprostowany w pustym, zimnym pokoju i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w
ścianę na przeciwko.
- Tu będziesz bezpieczny,
Harry – mówili. Nadal był w Ministerstwie. Tym razem w jednym z pokoi Departamentu
Tajemnic. W pokoju, w którym teleportacja i świstokliki nie działały, w którym
nikt nie mógł do niego dotrzeć i go skrzywdzić, w którym zostanie, aż nie
złapią Blacka i reszty jego wspólników.
- Harry? Przynieść ci coś
do picia? – Brak odpowiedzi.
- Pewnie jest w szoku.
- Taa... nie wiadomo co ten
morderca mu tam zrobił.
Morderca. Morderca? Harry
odwrócił głowę w stronę, skąd dobiegały głosy. Dwoje mężczyzn gorączkowym
szeptem wymieniało się podejrzeniami na temat tego, co zaszło i co ten-sługus-sam-wiesz-kogo
zrobił Złotemu Chłopcu. Harry miał zamiar porzucić swoją początkową decyzję, by
nie rozmawiać z nikim do czasu, gdy Dumbledore w końcu tu nie dotrze i wygarnąć
tym idiotom, co o nich myśli, ale wtedy kątem oka zobaczył trzecią osobę, która
wcześniej proponowała mu coś do picia. Młoda kobieta w garsonce i okularach.
Uśmiechnęła się do Harry’ego przyjaźnie.
- Może szklankę wody? –
zapytała, a Harry odetchnął z ulgą i kiwnął głową.
A więc nie złapali ich
wszystkich.
***
Znasz to uczucie, jakby nie
było już na nic nadziei, jakby całe szczęście i ciepło tego świata wyparowało,
a razem z nim twoja siła walki? Bo już nie masz o co walczyć. Wszystko, na czym
ci kiedykolwiek zależało, przestało się dla ciebie liczyć. I już nie ma nic
innego tylko Oni. Stojący za drzwiami celi i wysysający całą wolę do życia z
powietrza.
Martwił się o nią. On sam nie
miał większego problemu z dementorami. Wiedział, jak sobie z nimi poradzić
nawet bez różdżki i wybawiającego z opałów Expecto Patronum. Wiedział o czym myśleć.
Wystarczyło, że przymknął powieki i wyobraził sobie ten dzień, lata temu, gdy
siedzieli razem na łące za domem i słońca padało wprost na ich twarze.
Wyobraził sobie to ciepło i wyobraził sobie ją.
Martwił się o nią. O delikatną,
słodką Vivi, którą obchodziło każde nieszczęście tego świata. Która wszystko
chciałaby naprawić tymi swoimi kruchymi rękami. I która teraz przebywała w celi
obok. Nawet przez grube, cementowe ściany słyszał jej szloch.
***
Krzesło przeleciało przez
całe pomieszczenie, by w końcu rozbić się na ścianie. Minęło uciekającego co
sił w nogach Stworka zaledwie o milimetry.
- Zabiję cię! – padły moje
stanowcze słowa, a skrzat postanowił je sobie wziąć do serca i uciekać dalej. –
Teleportuj mnie z powrotem do Harry’ego, ty śmieciu! – wrzasnąłem, pędem
puszczając się za tym małym zdrajcą. Nic mnie nie obchodziły jego wymówki na
temat zaklęć przeciwtelportacyjnych. Mogłem w sumie po prostu powiedzieć
„zatrzymaj się” i skrzat nie miałby wyjścia, ale co by wtedy było z frajdą z
pościgu?
Dopadłem go przy komórce z
bojlerem, popularnie znanej jako jego sypialnia. Zwijał się na podłodze z
przerażeniem, mamrocząc coś w stylu „panicz Syriusz by nie umknął, zabiliby go,
albo oddali dementorom”. I przez chwilę miałem dziwne deja vu, gdy przypomniał
mi się moment naszej pierwszej współpracy, gdy chciałem odnaleźć Petera. Tylko
teraz zamiast denerwująco powtarzającego się „panicz Regulus”, denerwująco
powtarzał się „panicz Syriusz”. Zero lojalności z tymi skrzatami. – Wytłumacz
mi się – rozkazałem. Chciałem wiedzieć, dlaczego z tego zamieszania Stworek
uratował mnie, ale nawet nie pomyślał o Harrym, Vivi albo Kaitlin.
Weszłam z zamiarem poproszenia o informowanie o nowych notkach,a tu co?
ReplyDeleteNo poczytałam sobie poczytałam i powiem Ci, że ciekawa jestem co Stworek ma na swoje usprawiedliwienie...
I co będzie z Vivi i resztą? Denerwuje mnie ta kobieta jak nie wiem co, wolę Kailtin, ale mimo wszystko się o nią martwię.
Czekam na nową notkę i gdybyś mogła zostawić info o niej na sensazione-di-proibito.blogspot.com to byłabym wdzięczna.
Pozdrawiam:)
Witam!
DeleteVivi Cię denerwuje? Ludzi najczęściej irytuje Kaitlin i to właśnie Vivi lubią, więc cieszę się, że i Kait znalazła sobie 'fankę' xD
Jasne, poinformuję Cię o nowej notce ;)
Pozdrawiam również
Blimey, prawie bym to przegapił, bo popatrzyłem na początek i stwierdziłem, znam, całe szczęście postanowiłem zobaczyć komentarze! Na prawdę, tak ukrywać dalsze części!;p No i znów cliffhanger czy jak to się tam nazywa w serialach. Bardzo mi się podoba ta rozszerzona wersja tego rozdziału :D (będę musiał jutro przeczytać na spokojnie, bo teraz mi się spieszy...). Ach i ja się dołączam do grupy fanów Viv ;p (ps. Właśnie zacząłem czytać książkę Iana Fleminga z serii James'a Bonda (nie wiem czy napisał co innego;p) pt." Szpieg który mnie kochał" i jest tam dziewczyna o tym samym imieniu, która prowadzi pierwszoosobową narrację (sic!). Wciąż trwam w zdumieniu tym faktem;p Szczególnie, że po 1/3 książki Bonda ani widu ani słychu, że tak powiem;p).
ReplyDeleteWybacz ^^' ale po prostu nie mogłam tego rozdziału tak zostawić. To to nawet dwóch stron nie miało. Po prostu oburzające. No ale dopiszę Cię do listy fanów Viv xD
DeleteŻadnych książek o Bondzie osobiście nie czytałam, ale na Skyfall pewnie pójdę wkrótce do kina. Ty, to może on się tam gdzieś pochodnie w tej książce pojawił, ale nawet nie wiedziałeś, że to on? Wiesz, taka manipulacja bohaterowa xD
Też pójdę na Skyfall, mimo że z "tym Ruskiem" to już nie jest prawdziwy Bond tylko co najwyżej niezły film akcji...
ReplyDeleteA co do książek o Bondzie to jest to 5 którą czytam i pierwszy raz dzieję się coś takiego;p
A że tak spytam czy w UK, też puszczają film o Bitwie pod Wiedniem...? A właściwie chyba to ma wchodzić na dniach. (jako, że to koprodukcja z Włochami to mam tę złudną nadzieję,że zobaczą go nie tylko Polacy, którzy już i tak o tym wiedzą...)
Jeśli mogę sobie pozwolić na wyrażenie dosłownie trzech, skrajnie bzdurnych uwag, to 1. wydaję mi się,że zaklęcie brzmi Expecto PatronUM, nie zaś "-us", patronus to zaś efekt jego działania. 2. Z budownictwem nie mam za wiele wspólnego, ale czy ściany mogą być cementowe? Czy cement nie jest aby tylko lepiszczem? 3. "Mogłem w sumie po prostu powiedzieć „zatrzymaj się” i skrzat nie miałby wyjścia, tylko posłuchać, ale co by to wtedy była za frajda z pościgu?" Osobiście opuściłbym wtrącenie "tylko posłuchać", bo zdaje się logicznie wynikać z kontekstu i brzmi jak truizm, że tak to ujmę.
ReplyDeleteJuż kończę swe wymądrzanie, spokojnie;p
Wersja rozszerzona jest świetna!:D
Ach co do tego zdania co się go byłem doczepiłem, to końcówkę można by też ująć następująco: "co by to wtedy była za frajda" lub też "co by wtedy było z frajdą z pościgu". (już przestaję, już przestaję;) ;p)
ReplyDeleteJasne, że Expecto Patronum oO nie wiem co mi się ubzdurało.
DeleteZ tymi ścianami cementowymi to nie wiem do końca, ale wydaje mi się, że mogą być wylane cementem. Takie w piwnicach np, ale może się mylę.
To trzecie też zaraz poprawię, bo oczywiście masz rację.
I jeszcze co do filmu. Właśnie sprawdziłam i nigdzie na razie nie widać Battle of Vienna, ale będę się rozglądać, bo pamiętam, że jakiś czas temu puszczali jakiś polski film z napisami w kinie bo mój tata i brat na nim byli.
No i dziękuję bardzo za te wytknięcia ^^
Btw, chcesz spoiler do następnego rozdziału? xD
Sprawdziłem i wedle Filmweb'u premiera światowa była 11.09 O.o A oryginalny tytuł to, uwaga, "September Eleven 1683" xD
ReplyDeleteServe You with pleasure;) (chciałem napisać ładnie i kulturalnie po francusku, acz za Chiny ludowe nie wiem jak się to piszę;p)
Hmm...trudno mi się oprzeć tej propozycji! ^^
Aha! Widzisz, próbowałam tego wyszukać i nawet mi to 09/11/1683 wyszkoczyło w wyszukiwarce, ale potem pojawiła się również battle of Vienna i założyłam, że to to oO A angielski mi pasuje xD po francusku nie szprecham xD
ReplyDeleteZ tym spoilerem to w sumie dużo do powiedzenia nie mam. Wspomniałam o tym, bo sama nie wiem czy to dobry pomysł, no ale zobaczymy. W każdym razie następny rozdział (albo dwa, albo może i trzy) chciałam zrobić takie inne. Takie... mało Syriuszowe xD Znaczy się chciałam na chwilę porzucić narrację pierwszoosobową z punktu widzenia Łapy i pokazać świat oczami innych. Harry'ego, Vivi, Kaitlin, a nawet Stworka. Nie wiem co z tego mojego ambitnego projektu wyjdzie, no ale zobaczymy ^^ Tylko mi nie mów, że to beznadziejny pomysł, bo już i tak zaczęłam pisać xD
Lol. wyszkoczyło xD
DeleteTo jest nawet bardzo dobry pomysł!:D Ale jak rozumiem ich chcesz zostawić w narracji trzecioosobowej?
DeleteChyba tak, ale to jeszcze wyjdzie w praniu
DeleteOjej:D powinnaś pod tytułem dopisać "Dalszy ciąg rozdziału" albo dać jakąś inną informację, że go rozszerzyłaś :D wchodzę tutaj praktycznie codziennie z nadzieją, że zobaczę nowy tytuł rozdziału, a tu nic...dzisiaj coś mnie tchnęło, żeby przypomnieć sobie koniec i zauważyłam coś, czego na pewno nie było wcześniej :D Cudowne zakończenie, brzmi banalnie? ;> Zastanawiam się o czym myśli John w celi, a co przypomina się Vivi, że ciągle płacze? No i co z Kaitlin? Kiedy przyjdzie Dumbledore? I co powie Harry? No i najważniejsze: Kiedy kolejny rozdział? :DD Czekam z niecierpliwością i byłabym Ci bardzo wdzięczna, gdybyś mogła mnie powiadomić o nim na: www.zagubiona-czarownica.blogspot.com
ReplyDeleteHaaalooo, ale tam obok jest informacja pod linkami ;P
DeleteNo w każdym razie cieszę się, że się końcówka podobała ^^ Strasznie dużo pytań, nie? Co do ostatniego... nie wiem, ale dam Ci znać na blogu ;)
Pozdrawiam
Ojej, nie zauważyłam xD Zbyt często nie cyztam informacji;d Wybacz:) Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziemy musieli tak długo czekać! Duuużo weny życzę:D
DeleteDzień dobry! Z racji, iż mam dwa tygodnie wolnego, postanowiłam uporządkować również moje sprawy SiSowe, także chciałam spytać:
ReplyDelete1. mam ocenić wszystkie teksty znajdujące się na blogu?
2. czy opowiadanie "Subconscious" jest zakończone?
3. jeśli nie, będzie kontynuowane?
4. jesteś w stanie w jednostce "strony A4 w Wordzie czcionką 12 TNR" podać mi mniej więcej, o ile zwiększy się objętość Twoich tekstów do lutego? :D bo uzupełniam sobie "terminarz". :D
Pozdrawiam,
smirek
A witam! To tak:
Delete1. w sumie, fajnie by było poczytać, co myślisz o wszystkich moich tekstach, ale nie nalegam. Chyba najbardziej zależy mi na analizie Subconscious, więc co do reszty decyzję zostawiam Tobie ;)
2 i 3. nie, Subconscious nie jest zakończone i tak, będzie kontynuowane. Mam w planach zmieścić je w dziesięciu rozdziałach.
4. trudne pytanie. A odpowiedź pewnie zależy od tego, czy zdecyduję się opublikować coś nowego, czy będę się skupiać na zaczętych opowiadaniach. Myślę jednak, że jeśli uda mi się opublikować coś raz na miesiąc, to do lutego przybędzie około... 16 stron? (średnio 4 na rozdział, bo ostatnio nie mam cierpliwości do dłuższych).
To tyle ^^ Pozdrawiam serdecznie
No i widzę, że i Ciebie przyniosło na blogspota, zresztą w tej sytuacji to nic dziwnego, bo ostatnio na przeprowadzkę zdecydowały się… hm, wszystkie blogi, które czytam? xd Szablon jak to zwykle u Ciebie bywa bardzo ładny, a rozdział widzę, że ten sam, ale poszerzony, więc i komentarz wypadałoby poszerzyć. Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się go przedłużyć – w poprzedniej wersji naprawdę było tego troszeczkę za mało ^^ Teraz robi o wiele lepsze wrażenie, mamy nie tylko wstęp, ale też początek akcji, co prawda szybko przerwanej, ale jednak coś się zaczęło dziać ^^ Ciekawie rozwiązałaś to w końcówce, bohaterowie zostali porodzielani na grupki i mimo że bardzo lubię Twoją lekką, syriuszową narrację, to fragmenty w trzeciej osobie rzucające światło na ich sytuację też były niczego sobie ;> Najbardziej przypadła mi chyba do gustu część dotycząca Harry’ego, ten natłok pytań i zupełnie błędna interpretacja sytuacji przez ludzi z Ministerstwa… wyszło świetnie ;> Pozostaje mi życzyć dużo weny na tej nowej, blogspotowej drodze blogowania i czekać na kolejny rozdział ^^
ReplyDeleteTak, bunt starych wyjadaczy onetowskich. Blogspot rządzi, ot co.
DeleteNo poprzedni rozdział był żałośnie krótki, więc trzeba było coś z nim zrobić. Cieszę się bardzo, że inna forma narracji się obroniła, bo wyznam, że mam zamiar troszkę z nią poeksperymentować w przyszłych rozdziałach ;)
Dziękuję bardzo i pozdrawiam ;*
O tak, jak już się człowiek przyzwyczai, to wychodzi, że na blogspocie jest nawet lepiej niż tam ;D
DeleteO, to bardzo fajnie, eksperymenty dobra rzecz, można się doczekać jakiegoś ciekawego efektu ;D A w pierwszej odsłonie Ci wyszła bardzo dobrze ^^
;*