Elf i człowiek uścisnęli
sobie dłonie. Zaiste, była to historyczna chwila.
Eoin Colfer "Artemis Fowl"
Eoin Colfer "Artemis Fowl"
To całe fletowe
nieporozumienie nie wpłynęło pozytywnie na Whisper. W ponurym humorze stawiła
się na egzamin, zamiast skupiać się na tym, czego się nauczyła, w myślach
rozważała wszelkie opcje miejsca pobytu instrumentu.
- Skąd ta ponura mina?
Myślałem, że psychologia to dla ciebie bułka z masłem. - Zza pleców dziewczyny
odezwał się Michael. Wcisnął się w kolejkę obok koleżanki, ignorując oburzone
pomruki reszty nastolatków ustawionych do sprawdzenia legitymacji przy wejściu
na salę egzaminacyjną (czyt. salę gimnastyczną wyposażoną w rzędy pojedynczych
stolików).
- Psychologia to dla mnie
bułka z masłem - potwierdziła spokojnie Whisper, przyglądając się poczochranej grzywce
przyjaciela. Pewnie znowu ledwo co złapał autobus. Miewał problemy z wczesnym
wstawaniem.
- Taaa... Jak to jest, że
moja młodsza siostra musi mi przypominać o najważniejszych momentach w moim
życiu? - spytał chłopak, jak zwykle nieoczekiwanie przeskakując na zupełnie
inny temat.
- To ona w twojej rodzinie
stała w kolejce po rozum - stwierdziła Whisper, z rozbawieniem zerkając na
kolegę. Betty pewnie po raz kolejny musiała wylać bratu na głowę kubeł zimnej
wody (dosłownie), by go obudzić i mu przypomnieć o egzaminie.
- To w takim razie po co ja
stałem w kolejce? - spytał Mike, patrząc wyczekująco na szatynkę, która
obdarzyła go uważnym spojrzeniem od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami.
- No na pewno nie po urodę
- podsumowała, czym zasłużyła sobie na wielce rozczarowany wzrok przyjaciela. –
Oj, żartuję. Przystojny z ciebie chłopak. I całkiem bystry też - powiedziała z
rozbawieniem. Na szczęście Michael szybko się rozchmurzył. Komentarz Whisper
wyraźnie połechtał jego dumę, choć do najpochlebniejszych raczej nie należał.
Ich relacje właśnie tak wyglądały. Często ograniczały się do dogadywań i
sarkastycznych docinek, choć wszyscy wiedzieli, że znają się od dzieciństwa i
są najlepszymi przyjaciółmi.
Dwie godziny później już
nikomu po głowie nie chodziło dziedziczenie cech. Dzień był słoneczny, wiatr
orzeźwiający, a jeden z uczniów został zdyskwalifikowany za posiadanie telefonu
komórkowego na egzaminie. Zasady były proste: nie wnosić na egzamin komórek,
odtwarzaczy MP3 czy jakichkolwiek innych urządzeń. Nie sposób było zliczyć, ile
razy nauczyciele im to powtarzali; ostrzegali, że zignorowanie tej zasady grozi
dyskwalifikacją z egzaminów nawet do dwóch lat.
Liam, znajomy Whisper z
lekcji psychologii, wyszedł z sali egzaminacyjnej w świetnym humorze, wyciągając
z kieszeni swoją komórkę i bardzo donośnie chwaląc się kolegom tym, że udało mu
się ją do środka i z powrotem przeszmuglować. Niektórym być może to zaimponowało,
ale na jego nieszczęście przechwałki chłopaka usłyszeli nie tylko uczniowie.
- Wolność! - wykrzyknął
Michael, gdy tylko razem z Whisper wydostali się z terenów college'u. Jeśli
wszystko dobrze pójdzie, nigdy więcej nie będą musieli przekraczać jego progu.
- Rozumiem twoje
podekscytowanie, ale może byś chociaż udał, że przejąłeś się losem kolegi, hm?
- spytała Whisper, ledwo dotrzymując przyjacielowi kroku. - Widziałeś jego
minę, jak nauczyciele zgarnęli go do gabinetu dyrektora?
- No cóż... To tylko i
wyłącznie jego wina. Nie mam zamiaru tracić czasu na współczucie jakiemuś
podrzędnej inteligencji chłopczykowi.
- Podrzędnej inteligencji?
Od kiedy to potrafisz określić wysokość czyjegoś IQ tylko na podstawie jego
wyglądu i zachowania?
- Oj, daj spokój, Whisper.
Trzeba być totalnym idiotą, żeby wykrzykiwać światu o sukcesie swojej zbrodni.
To tak, jakbym obrabował bank i potem wszystkim się tym chwalił - powiedział
Mike, w nieco zbyt entuzjastycznych podskokach prując przed siebie. Szatynka
nie zadawała sobie trudu, żeby mu powiedzieć, że to nie to samo i że to, co
zrobił Liam, trudno było nazwać zbrodnią. Michael i tak zawsze uważał, że jego
logika jest... cóż, najbardziej logiczna. - To jak? Świętujemy? - spytał, teraz
idąc tyłem, by móc spoglądać na przyjaciółkę.
- Jestem uziemiona -
przypomniała chłopakowi, krzywiąc się nieznacznie. Był to wymuszony grymas i
Whisper sama się sobie dziwiła, ale wolała już wrócić do domu. Miała przecież
tylko kilka godzin przed zapadnięciem mroku i momentem, gdy (w końcu!) położy
się spać...
- Jest dopiero południe!
Nikt nie zauważy, że nie ma cię w domu.
- Zauważą... - Tym razem
westchnienie dziewczyny nie było sztuczne. - Tata i Ally mają trzytygodniowy
urlop od dzisiaj. Za tydzień jedziemy do Hiszpanii. Wspominałam ci o tym
przecież - wytknęła. Jej sytuacja rzeczywiście nie przedstawiała się zbyt
pozytywnie.
- No tak... To chyba nie
będą twoje najlepsze wakacje - przyznał chłopak, patrząc na Whisper ze szczerym
współczuciem.
- To tylko trzy tygodnie -
mruknęła dziewczyna, choć dla niej to były AŻ trzy tygodnie. - Resztę wakacji
spędzę, składając ubrania w Primarku. Zarobię na bilet do Australii i wyjadę z
tego beznadziejnego kraju - powiedziała, tak jakby praca w sklepie z odzieżą
była jej życiową ambicją.
- A co ze mną?
- Sprzedaj swoją kolekcję
komiksów, to też cię będzie stać na bilet.
- Nie mogę ich sprzedać! To
moje dziedzictwo!
- No to bierz gitarę i leć
do parku pobrzdąkać. Może komuś się spodobają te twoje depresyjne dźwięki.
- Dla twojej wiadomości to
się nazywa Slowcore.
- Niech ci będzie.
- To czemu akurat
Australia?
- Bo nie Nowa Zelandia.
- Czemu nie? Myślałem, że
chciałaś ją zobaczyć po tym, jak się dowiedziałaś, że Władca Pierścieni był tam
kręcony.
- Ano prawda. Ale mam dość
wysp.
- Aha... Ale wiesz...
Australia to teoretycznie też jest wyspa...
Whisper pojawiła się w
domu godzinę później, a jej głowę zaprzątała tylko jedna myśl: flet Iskadara.
Wracając z college'u, dziewczyna zawsze używała tylnych drzwi, prowadzących do
domu przez ogródek i tym razem nie było inaczej. Płyty chodnikowe ułożone na
trawniku, według nastolatki, za duże i ułożone w za dużych odległościach od
siebie, przez co normalny chód nigdy się dla niej nie sprawdzał i musiałaby co
półtorej kroku włazić stopą na trawę. Skacząc z płyty na płytę, dotarła do
kamiennego patio, na którym ustawione były krzesła i stół ogrodowy z parasolem.
Nieopodal stał ojciec Whisper przy rozpalonym grillu z torbą węgla u stóp.
- Whisper, w końcu jesteś.
Myślałem, że egzamin już dawno się skończył - powiedział, odwracając się do
córki.
- Było małe zamieszanie z
powodu łamania regulaminu - odparła dziewczyna, zrzucając z ramion plecak i
rozsiadając się na plastikowym krześle. Dzień był wyjątkowo przyjemny i
nastolatka automatycznie wystawiła twarz do słońca. - To co to za okazja? –
spytała, zerkając na chmurkę dymu unoszącą się znad grilla. Tata przecież nie
znosił grillować.
- Jak to co za okazja? To
mój pierwszy dzień wakacji od trzech lat! - odpowiedział radośnie mężczyzna. -
Sąsiedzi z synem wpadną niedługo na grillowaną kolację. Może pójdziesz do
kuchni i pomożesz Ally w przygotowaniu sałatek?
- Jasne. - Nastolatka
westchnęła, ale weszła do domu przez rozsuwane szklane drzwi. - Hej, Allyson.
Mogę w czymś pomóc? - spytała, wchodząc do kuchni, gdzie kobieta stojąca przy
wyspie kroiła warzywa.
- Mogłabyś zamieszać
makaron w tym dużym garnku? - poprosiła, podnosząc głowę na moment, by zerknąć
na pasierbicę. - Tylko delikatnie, żeby się nie rozleciał - zastrzegła.
Nastolatka kiwnęła głową i zerknęła do wnętrza garnka pełnego parującej wody i
dużego makaronu w kształcie muszelek, które Ally miała później faszerować
sałatką z tuńczykiem.
Gotowanie. To jedna z tych czynności, której Whisper nie
doświadczyła przy swojej matce. Być może była wtedy jeszcze za młoda, ale
wszystko, czego się nauczyła, wiedziała od macochy. I była jej za to wdzięczna.
Od dnia, gdy pierwszy raz piekły imbirowe ciasteczka na Boże Narodzenie,
Whisper pokochała przebywanie razem z nią w kuchni o zaparowanych od gotowania
szybach, pełną pięknych zapachów, obiecujących wspaniały posiłek.
W tle leciała klasyczna muzyka, którą Ally tak lubiła,
ale Whisper wolałaby, żeby ktoś w końcu puścił kolędy. Przecież była Wigilia!
Dziewczyna spędzała czas w dość buntowniczym nastroju, szczególnie, że
wcześniej tego dnia dowiedziała się, że jej matka nie będzie mogła do nich
dołączyć w czasie Bożenarodzeniowego obiadu. Jej stan jest niestabilny - powtarzali lekarze.
Ale ją to wcale nie obchodziło. Święta to czas rodzinny i Whisper chciała, by
był takim i tego roku.
- Whisper...? - pytający głos, poprzedzony cichym
pukaniem rozległ się zza drzwi pokoju dziewczyny. Siedziała na parapecie,
zastanawiając się, czy gdyby skoczyła z werandy, znajdującej się tuż pod oknem,
na trawnik, to coś by jej się stało... Odwróciła się na moment, by ujrzeć głowę
Ally wystającą zza pół przymkniętych drzwi. - Chciałabyś mi pomóc w pieczeniu
ciasteczek? - spytała, uśmiechając się łagodnie. Nastolatka miała odpowiedzieć
"nie", ale nie chciała macosze sprawić przykrości, szczególnie dzień
przed świętami.
- Może później? - zaproponowała nieśmiało, licząc, że
Allyson się zgodzi, a później zapomni o sprawie.
- Ciasto jest już przygotowane. Mamy foremki w kształcie
choinek, gwiazdek i aniołków. Ale myślę, że to dekorowanie spodoba ci się
najbardziej. Będziesz mogła użyć polewy o kolorze jakim tylko chcesz, a do tego
mam też kolorowe i kokosowe posypki, czekoladowe guziczki, migdały i orzeszki.
- Szczerze mówiąc, Whisper była gotowa się zgodzić już po słowie
"foremki".
- No dobrze - zgodziła się, zeskakując z parapetu.
- Jutro, po obiedzie zawieziemy Charlotte całe pudełko
ciasteczek. Co ty na to? Pewnie się ucieszy, jeśli jej powiesz, że sama je
piekłaś i dekorowałaś...
- Naprawdę? Możemy? - spytała zaskoczona dziewczyna.
Wizja wizyty u matki bardzo podniosła ją na duchu.
- Oczywiście. Henry uważa, że to świetny pomysł. - Nie
było wątpliwości, że to Allyson przekonała go do tego. Whisper uśmiechnęła się
z wdzięcznością.
- To chodźmy piec te ciasteczka.
Goście mieli się pojawić
już niedługo. Allyson z pomocą Whisper skończyła przygotowywanie jedzenia i
obie kobiety poszły przebrać się na kolację. Teraz jednak nastolatce nie w
głowie było strojenie się, nawet jeśli rzeczywiście miała co świętować. I tak
nie miała zamiaru dużo czasu przebywać wśród gości. Jednym z powodów był syn
sąsiadów, zbyt podobny do Olly'ego jak na jej gust.
Dlatego zamiast przebrania
się, Whisper za priorytet wybrała odnalezienie instrumentu Iskadara. Logicznym
miejscem rozpoczęcia jego poszukiwań było łóżko i jego okolice. Dziewczyna
przetrzepała pościel, wczołgała się pod łóżko i nawet użyła latarki w
długopisie, by sprawdzić szpary pomiędzy materacem i ramą łóżka. Nic. Ani śladu
po flecie.
Nastolatka właśnie próbowała wcisnąć głowę w jedną z
ciasnych przestrzeni pomiędzy łóżkiem a ścianą (i jedyne, co tam na razie
zmieściła to nos), gdy do drzwi jej pokoju zapukała Ally.
- Whisper, mogłabyś pomóc
Olly'emu się ubrać? Richardsonowie już przyszli...
- Yhy, zaraz do niego pójdę
- powiedziała dziewczyna. Poczekała, aż kroki Allyson rozlegną się na schodach,
i po raz ostatni zerknęła pod łóżko. Postanowiwszy później uporać się z tym
problemem, ruszyła do pokoju przyrodniego brata. Młody siedział na dywanie z
naburmuszoną miną, wpatrując się w koszulę wiszącą na klamce od szafy. Wszyscy
dorośli uważali, że chłopczyk wyglądał wprost uroczo w tych eleganckich,
dziecięcych koszulkach, ale sam zainteresowany za nimi wcale nie przepadał. Na
dziś mama wybrała mu błękitną koszulę w kratkę, o krótkich rękawkach. - No
dalej, czemu się nie ubierasz? Wiesz, założę się, że Dave też będzie dzisiaj ładnie
ubrany. Chyba nie chcesz wyglądać gorzej od niego, co? - I potem już jej
zadanie było dużo łatwiejsze. Olly nie lubił być tym gorszym. W jakiejkolwiek
dziedzinie.
- Jak wyglądam? - spytał,
prezentując się siostrze ze wszystkich stron.
- Bardzo stylowo - odparła
dziewczyna. - Tylko jeszcze musimy ogarnąć te twoje sterczące włosy - dodała,
kierując się ku komodzie. - Gdzie masz grzebień? - spytała, zaglądając do
pierwszej szuflady, ignorując protestujący pisk dziecka. Chwilę później
zrozumiała, co spowodowało jego szybką reakcję. - Skąd to masz? - spytała nieco
niższym niż normalnie głosem, w którym słychać było narastający gniew. Wolno
odwróciła się do chłopczyka stojącego pośrodku pokoju z poczuciem winy
wymalowanym na twarzy.
- Znalazłem - mruknął
wymijająco, co tylko dolało oliwy do ognia.
- Nie masz prawa wchodzić
do mojego pokoju i dotykać moich rzeczy, rozumiesz?! - krzyknęła, sama
zdziwiona agresją, do jakiej była w tym momencie zdolna. - Jeszcze raz znajdę
cię w moim pokoju szperającego w moich rzeczach to pożałujesz, jasne?! - Ręce
trzęsły jej się teraz ze złości, a jej podniesiony głos ktoś musiał usłyszeć, o
czym sugerowały pospieszne odgłosy kroków na schodach.
- Co tu się dzieje? Na miłość
boską, Whisper, czemu tak wrzeszczysz? Gości mamy! - Allyson wpadła do pokoju
syna akurat w momencie, gdy ten postanowił się rozpłakać.
- Wspaniale. Po prostu
świetnie - warknęła pod nosem nastolatka, dobrze wiedząc, co się teraz stanie.
Kobieta momentalnie podbiegła do synka, porywając go w ramiona i szepcząc coś
uspokajającego do ucha. Żeby wszystko było jeszcze bardziej dramatyczne, w
pokoju Olly'ego pojawił się również pan domu.
- Co to za krzyki? - spytał
surowo, wzrokiem obejmując całą sytuację. Jego spojrzenie, przewidywalnie,
zatrzymało się na Whisper. Brodą wskazał drzwi, co dla dziewczyny było całkiem
jednoznaczne. Nadal trzęsąc się ze złości i w lewej ręce ściskając flet
Iskadara, wyszła z pokoju, momentalnie kierując się do własnego. - Chwileczkę,
Whisper. - Nastolatka zatrzymała się, jednak nie odwróciła, dobrze wiedząc, że
ojciec stoi tuż za nią. - Nie chcę w tym domu więcej widzieć takich scen,
szczególnie jeśli mamy gości, zrozumiano?
- Wy jakoś też nie
pokazujecie się z najlepszej strony jako gospodarze. Zostawiliście tych gości
samych na dole na pastwę losu - warknęła szatynka, dobrze wiedząc, że tego
pożałuje.
- Wystarczy. - To Allyson
tym razem przemówiła, nie jej ojciec, co ją zaskoczyło. Zwłaszcza że ewidentnie
była zirytowana. Nie często można było u niej zobaczyć tę emocję. - Mam dość
tych twoich wybryków i humorów pokrzywdzonego dziecka...
- Allyson... - odezwał się
ojciec nastolatki, jakby chciał oszczędzić córce wykładu, co było dość dziwne.
- Nie, Henry. Dobrze wiem,
że ty myślisz to samo, a ona musi to w końcu usłyszeć, inaczej nigdy nie
dorośnie! - Whisper wolno odwróciła się w stronę rodziców. Twarz ojca
przedstawiała mieszane uczucia, ale ta od Ally była wściekła i jednolicie
czerwona. Olly wtulony był w jej kark i pochlipywał cicho. - Ona nie wróci,
rozumiesz?! Pogódź się z tym, bo taryfa ulgowa dla dziewczynki, która utraciła
matkę, skończyła się lata temu! - Z tymi słowami kobieta odwróciła się na
pięcie i ruszyła schodami w dół.
- Przebierz się.
Spodziewamy się ciebie na kolacji - powiedział po chwili ciszy mężczyzna i
odszedł, by dołączyć do żony. A Whisper stała tak w miejscu, nie wierząc w to,
co właśnie usłyszała. Do głowy przychodziło jej sporo epitetów mogących niezbyt
kulturalnie określić macochę, ale żadnego z nich nie potrafiła wymówić na głos.
W końcu wróciła do własnej sypialni. Zrzuciła z siebie ubranie i założyła
wcześniej przygotowaną sukienkę. Nie należała do tych przesadnie eleganckich.
Ot, taka lekka, młodzieżowa sukienka nadająca się na letni wieczór na świeżym
powietrzu. Przejrzała się w lustrze i upięła włosy w kok. Dopiero teraz,
patrząc we własne odbicie, ogarnął ją głęboki smutek. Nie mogła uwierzyć, że
Ally powiedziała to, co powiedziała. Jak mogła być tak nieczuła? Jakaś część
dziewczyny szeptała jej uparcie, że kobieta - być może, ale tylko być może -
miała rację?
Na całe szczęście, jej
obecność podczas tego wieczoru nie była wymagana zbyt długo. Miała zjeść
kolację i grzecznie poczekać do deseru, którego sobie odmówiła, by móc szybciej
się ulotnić. Podczas trwania posiłku ani razu nie spojrzała na nikogo ze swojej
rodziny, co chwila zagadując panią Richardson lub jej syna. Nie było to jej
normalne zachowanie, ale dziewczynie nie zależało już na utrzymywaniu pozorów.
Po skończonym posiłku
pospiesznie wróciła do siebie i od razu rzuciła się na łóżko, wtulając twarz w
pościel. Dłoń wsunęła pod poduszkę, gdzie zacisnęła ją na drewnianym
instrumencie Leśnego Ducha, którego miała nadzieję dziś spotkać.
- Śpij, śpij, śpij... -
szeptała stłumionym przez materiał kołdry głosem. Chciała się stąd wyrwać. Z
tego świata, ze swojego życia, które od tak dawna było dla niej coraz bardziej
uciążliwe. Po kilku minutach uświadomiła sobie jednak, że jeśli choć trochę się
nie rozluźni to nigdy nie uda jej się zasnąć. Jej głowę zapełniało zbyt wiele
pełnych emocji myśli.
Wzięła kilka głębokich
oddechów i wygodniej ułożyła się na boku, twarzą do ściany. Flet nadal miała
blisko siebie, nie mając zamiaru nigdzie się bez niego wybierać. Starała się
nie myśleć o niczym i tym samym przyspieszyć zapadnięcie w sen, ale mimo tego
minęło jeszcze sporo czasu, zanim jej się to udało. Słyszała, jak piętro niżej
gospodarze żegnali się z gośćmi, a chwilę później nastąpiło trzaśnięcie
drzwiami. Wiedziała, że teraz nikt jej nie przeszkodzi i nie wejdzie do jej
pokoju. Napięcie emocjonalne, którego była powodem, nadal nie znikło, więc na
następną rozmowę pouczającą będzie musiała poczekać do dnia następnego. A może
nie będzie musiała? Jeśli spotka Iskadara i ten zgodzi jej się wyjawić, jakim
sposobem mogłaby zostać w jego świecie... Może nie będzie musiała wracać...?
I to wystarczyło - ta jedna
myśl dotycząca Leśnego Ducha. Już po chwili nastolatka stała pośrodku błękitnej
puszczy.
- Och... - wyrwało się jej,
gdy zorientowała się, że tym razem trafiła do tego świata w czasie nocnym.
Rozłożyste korony drzew i ich listowie powstrzymywały światło księżyca i gwiazd
do dostania się w niższe części lasu, tym samym pozbawiając Whisper
jakiegokolwiek źródła światła. Dziewczyna przez moment stała nieruchomo w
miejscu, bo choć otoczenie nie było całkowicie pogrążone w ciemności, musiała
pozwolić oczom na przyzwyczajenie się do nowych warunków. Pełną minutę stała
bez ruchu, podczas której również zmysł słuchu jej się wyostrzył. O ile się
nastolatka zdążyła zorientować, w pobliżu nikogo nie było. Tak bardzo chciała
się tu dostać, cały czas wyobrażając sobie, że momentalnie wpadnie na Iskadara,
nie biorąc pod uwagę faktu, że Leśny Duch może wcale tu na nią nie czekać. -
Nie bądź taką egocentryczką... - mruknęła do siebie. Już sama uwaga, jaką jej
mieszkańcy tego miejsca poświęcali, była bardzo pochlebna. Szatynka nie mogła
zakładać, że Iskadar nie ma nic innego do roboty, tylko godzinami czekać tu na ludzką
dziewczynkę. Złodziejkę w dodatku.
Po chwili namysłu
postanowiła po raz kolejny odwiedzić Wioskę w Dolinie. Miała nadzieję, że w
mroku uda się jej znaleźć ścieżkę. A co potem? O to będzie się martwić
później...
Jak się domyślała, w
ciemności nie łatwo się będzie odnaleźć. Próbowała odtworzyć w pamięci drogę, ale
nie było to proste gdyż, jak dobrze pamiętała, jej wycieczka do wioski
przebiegła dość chaotycznie. Dziewczyna po prostu wybrała sobie wtedy kierunek
i szła, nie przejmując się tym, gdzie dojdzie. Jedyne, co mogło jej w tym
momencie pomóc, to wiedza, że wioska znajduje się... cóż, w dolinie. Ściskając
w dłoni instrument Iskadara, Whisper ruszyła w kierunku, który (mniej więcej)
wybrała ostatnim razem, licząc, że dobrze trafi.
Błękitna puszcza nie wydawała
się jej teraz tak przyjazna, jak za dnia. Jej piękno nadal zapierało dech w
piersiach, ale tym razem było w niej też coś niepokojącego. Nastolatce wydawało
się, że jest obserwowana; szum liści sprawiał wrażenie, jakby za nią podążał, a
wiatr niósł ze sobą dźwięki, których dziewczyna wcześniej nie słyszała. To
tylko ją zmotywowało do szybszego marszu i w wielką ulgę wprawił ją fakt, iż
teren pod jej stopami w końcu zaczął opadać. Chwilę później dziewczyna wyszła
spomiędzy drzew i jej oczom ukazały się pojedyncze światła Wioski w Dolinie.
Wolną od wysokich drzew przestrzeń rozświetlał blask gwiazd i księżyca.
Zejście do wioski nie
zajęło jej już dużo czasu, ale dopiero stojąc pomiędzy jej pierwszymi domami,
dziewczyna musiała przyznać, że nie ma nawet pojęcia, gdzie zacząć szukać
Iskadara. A przecież jedynym miejscem, które tu znała, była karczma Athala.
Tak, to było odpowiedni punkt do rozpoczęcia poszukiwań. Z nieco podbudowaną
pewnością siebie ruszyła więc w głąb miasteczka.
Po drodze nie spotkała nikogo
i w niewielu oknach widać było światło. Nawet karczma wyglądała na zamkniętą.
Whisper mimo to pchnęła jej drzwi, które niespodziewanie okazały się być
otwarte, i niepewnie weszła do środka. Tuż nad barem, zwieszona z sufitu, słabo
tliła się jedna świeczka, ale poza niewyraźnym kręgiem, który wyznaczała swoim
światłem, w pomieszczeniu było ciemno. Kierowana płomieniem dziewczyna dotarła
do baru, z jakiegoś powodu bojąc się rozglądać na boki, by przypadkiem nie
dojrzeć, co czai się w mroku.
Głośne szuranie,
przypominające odgłos, jaki robi odsuwane krzesło, dochodzące z głębi pokoju
gwałtownie poderwało nastolatkę i mogłaby przysiąc, że podskoczyła na co
najmniej dwa metry.
- Masz mój flet! - rozległ
się radosny głos, a po chwili odgłos kroków powiedział szatynce, że Iskadar
idzie w jej stronę. Odetchnęła z ulgą i wdrapała się na stołek barowy, gdzie
poczekała na mężczyznę, którego twarz w końcu została oświetlona przez
świeczkę.
- Co tu robisz o tak późnej
porze? Karczma wygląda na zamkniętą - powiedziała, całkowicie ignorując fakt,
że ona sama też się tym nie przejęła i tu weszła. Podała Leśnemu Duchowi flet,
a ten przyjął go z szerokim uśmiechem na ustach.
- Mieszkam tu - odparł, z
czcią oglądając instrument z każdej strony. Chwilę później schował go za pazuchę,
jakby się obawiał, że znowu go straci.
- Nieprawda. To karczma
Athala. Poznałam go - odpowiedziała na to Whisper, triumfalnie się uśmiechając,
pewna, że przyłapała Iskadara na kłamstwie.
- A owszem, to miejsce
należy do Athala. A tak się składa, że ja jestem jego synem – oznajmił,
wstając. Obszedł bar, by stanąć po jego drugiej stronie. - Napije się pani
czegoś? - spytał oficjalnie, a niezbyt jasne światło świeczki wykrzywiło jego
uśmiech. - A może... - zaczął ponownie, tym razem na moment się wahając. -
Obiecałem ci coś poopowiadać o naszym świecie. Nadal jesteś zainteresowana?
- Oczywiście! - odparła
momentalnie Whisper, automatycznie podekscytowana. - Czyli to znaczy, że... już
mi wybaczyłeś? - spytała wesołym tonem.
- Wybaczyłem - mężczyzna
zapewnił dziewczynę i nawet wyciągnął w jej stronę dłoń, którą Whisper z
radością uścisnęła na znak zgody. - No to chodźmy! - postanowił Iskadar, z
powrotem wychodząc zza baru i kierując się ku drzwiom.
- Ale gdzie? - spytała sceptycznie
szatynka, zeskakując z krzesła. By dołączyć do mężczyzny, musiała odwrócić się
tyłem do światła, tym samym ograniczając sobie sporą jego część. Wcale nie
chciała stąd wychodzić.
- Na zewnątrz. Najlepiej
się opowiada pod gwiazdami. I wyobraźnia lepiej działa... Karczma to nie
miejsce na takie rzeczy - powiedział rzeczowo, stojąc w drzwiach i czekając, aż
Whisper do niego dołączy. Dziewczyna niechętnie wyszła za Iskadarem, ale
musiała się na moment zatrzymać, by wzrok ponownie przyzwyczaić do ciemności. -
Coś nie tak? - spytał Leśny Duch, oglądając się za szatynką.
- Daj mi chwilę. Przecież
nic nie widzę w tych egipskich ciemnościach - mruknęła, przymykając oczy.
- Egipskich? - spytał
Iskadar, a nastolatka była pewna, że w jego głosie rozpoznała rozbawienie. -
Czyli ludzie nie widzą po ciemku... - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, które dla
Ducha nie miało większego sensu, ale się z nim pogodził.
- No rusz się, zanim
zmienię zdanie albo, co gorsza, wrócę do domu - powiedziała Whisper,
szturchając Iskadara w bok. Mężczyzna zachichotał i ujął dłoń dziewczyny,
prowadząc ją w stronę wyjścia z miasteczka, tego z przeciwnej strony, z której
Whisper przyszła. Szybko opuścili obrzeża wioski i teraz wspinali się po
trawiastym zboczu w stronę puszczy. - To o czym mi opowiesz? - spytała, teraz
już nieco zdyszana wspinaczką.
- Cierpliwości, moja droga.
Zaraz będziemy na miejscu - powiedział tajemniczo Iskadar. On sam nie wykazywał
najmniejszego stopnia zmęczenia, a cały czas pomagał też Whisper, ciągnąc ją za
sobą na przód. Gdy teren pod ich stopami w końcu się wyrównał, Iskadar
poprowadził Whisper jeszcze kilka kroków w głąb puszczy, by w końcu zatrzymać
się u stóp kolejnego, dużo bardziej stromego wzniesienia. Kilka metrów na lewo
od miejsca, w którym wyszli spoza drzew było wejście w głąb wzgórza.
- Kopalnia? - spytała
zaskoczona Whisper, puszczając dłoń mężczyzny i podchodząc do ziejącego chłodem
otworu w skale. - Kopalnia diamentów! - poprawiła się szybko z
podekscytowaniem. - Athal o niej wspomniał, gdy trafiłam do jego karczmy po raz
pierwszy - wyjaśniła, gdy mina Iskadara wyraźnie świadczyła o jego zaskoczeniu.
- Tak, to nasza kopalnia
diamentów. O tej porze nie znajdziesz tu wielu kopaczy - dodał, zadzierając
głowę. Whisper zrobiła to samo i dostrzegła, że niebo wyraźnie się rozjaśnia.
- Chcesz mi powiedzieć, że
kopiecie tylko w nocy, a w dzień już nie? Jaki to ma sens?
- Ano ma. Zaraz zobaczysz
dlaczego - odparł Iskadar, usadawiając się przed wejściem do kopalni i
wyciągając flet. Nastolatka przycupnęła tuż obok niego, licząc, że być może
usłyszy jakąś melodię. Niestety mężczyzna jedynie poobracał instrument w
rękach, a po chwili ułożył go na kolanach. - Bo widzisz... robienie czegokolwiek
w świetle dnia w tej kopalni byłoby bardzo uciążliwe, jeśli nie niemożliwe. A
to z powodu jej rezydentów... - Iskadar rozpoczął swoją opowieść, zapewne
czekając, aż noc całkowicie przemieni się w dzień. - Wiele lat temu, gdy któryś
z mieszkańców Wioski w Dolinie odkrył tu złoże diamentów, szlachecka rodzina ze
stolicy przywędrowała tutaj, najprawdopodobniej chcąc się wzbogacić. W tamtych
czasach Górskie i Leśne Duchy trzymały się z daleka od siebie, ci pierwsi,
reprezentanci naszej szlachty, praktycznie nie opuszczając swoich wysoko
położonych miast - wytłumaczył, zerkając w głąb wejścia do kopalni. - Osoby,
które spotkasz tutaj, w lesie i dolinach to prości, choć przyjaźni ludzie. Nie
spotkasz się jednak z takim, który w domu trzymałby zwierzę. Górskie Duchy
natomiast lubią udomawiać zwierzęta i różne istoty, nie zawsze licząc się z
tym, że być może one sobie tego wcale nie życzą. Tego dnia, lata temu, rodzina
szlachecka przywiozła razem ze sobą w nasze strony pewne stworzenia, których
nigdy wcześniej tu nie widziano. Wyraźnie zamieszkiwały one inne części krainy.
- Iskadar zamilkł na moment, czegoś nasłuchując. Z wnętrza wzgórza dało się
słyszeć ciche szczebiotanie, nieco przypominające świergot ptaków i wysoki
dźwięk, jaki wydają dzwoneczki. Mężczyzna uśmiechnął się i ułożył jedną dłoń na
flecie, jakby się na coś szykował. - Trzymali je w małych, ozdobnych klatkach,
jak na pokaz, wyraźnie chcąc, byśmy je wszyscy zobaczyli. Pamiętam, jak pewna
dziewczyna nazwała je "wróżkami". Fantastyczne to były istotki.
Świergocące, migoczące w słońcu, o barwnych kolorach i nie większe od słowika.
Mieli ich cztery: po dwie dla każdej córki. I tak właściwie to wyglądały jak
miniaturowe wersje tych dziewczynek. Jeśli kiedyś poznasz Górskiego Ducha, to
przekonasz się, że mają słabość do nazbyt kolorowych ubrań. - Teraz Iskadar
mówił szeptem, a Whisper wytężała wzrok, starając się coś dojrzeć w pogrążonej
w ciemnościach kopalni, bo już domyślała się, dokąd zmierza jego opowieść. -
Przywieźli je tutaj, by uniemożliwiały nam pracę w kopalni. To bardzo zawistne,
małe stworzonka. A mają słabość do ładnych kamieni - powiedział i w tym
momencie pierwsze ostre promienie słońca wyjrzały zza wzgórza i z kopalni
wypadła chmara owych wróżek, kierująca się wprost na Whisper, która
znieruchomiała, nie wiedząc, jak się zachować.
Miała zamiar powiedzieć, że
rzeczywiście są fantastyczne, urocze i piękne, ale wtedy jedna z wróżek usiadła
jej na ramieniu i ugryzła ją w ucho, a druga z trzecią zaczęły ją ciągnąć za
włosy.
- Ała! - zaprotestowała
dziewczyna, zrywając się na nogi i rękami próbując odgonić od siebie resztę stworzonek.
Iskadar natomiast siedział spokojnie, do ust podnosząc flet. Gdy tylko w
otoczeniu rozbrzmiały pierwsze dźwięki melodii wygrywanej przez Leśnego Ducha,
wróżki wyraźnie się uspokoiły. Dwie nadal zaplątane były we włosy dziewczyny,
ale cała reszta obsiadła Iskadara.
- Do zobaczenia następnym
razem, Whisper - powiedział mężczyzna, na moment przerywając grę, co sprawiło,
że wróżki poruszyły się niespokojnie. Zaraz jednak wznowił swój mały koncert, a
nastolatka zorientowała się, że wraca do swojego świata, odprowadzana słodkimi
dźwiękami nieznanej jej melodii.
- Do zobaczenia -
powiedziała sennym głosem, już leżąc we własnym łóżku. Zerknęła w stronę okna,
by się przekonać, że ma dziś do przeżycia jeszcze jeden wschód słońca.
O, Kolinka przeniosła się na blogspot i nic nie mówi! Nieładnie, nieładnie!
ReplyDeleteA ja ciągle czekam na nowy rozdział. Czekam i czekam!
Si
No i dorwałaś mnie ;P i jeszcze sobie poczekasz, kochanie ;* Poza tym, fajny masz nowy nick. Skąd taki?
DeleteMamma Mia, chciałem zaznaczyć swoją obecność, ale nie wiedziałem gdzie mam wrzucić swój koment, więc niniejszym czynię to tutaj;) Forza!;p
ReplyDeleteA witam ^^ wiesz, że to już mój trzeci blog, na którym jesteś? xD
DeleteTak w sumie to wiem ;p Jak mawiają niektórzy, trochę wody w Wiśle już upłynęło od czasu gdy pierwszy raz wszedłem na Whoever-you-are ;) (matko moja, ależ się zrobiło sentymentalnie!;p)Cóż tak to już ze mną jest, że nie mam w zwyczaju zmieniać upodobań (ergo zmartwię Cię, że będziesz musiała znosić moją obecność - choć przecież zawsze jest ban czy coś ;pp). Zresztą, jakże bym mógł nie śledzić poczynań tak wyśmienitej autorki i nie czekać na dalszą odsłonę Syriusza! Poza tym, jak będziesz sławna i dostaniesz jakąś nagrodę (raczej liczba mnoga) to będę mógł się chwalić, że ja się poznałem na Twym talencie zdecydowanie wcześniej;)
DeleteTaaak *ociera łezkę wzruszenia* kupa czasu minęła od whoever-you-are. Teraz ta sentymentalność popchnęła mnie do wspominania moich pierwszych poczynań pisarskich, pierwszych blogów itd.
DeleteKurde, widzisz, z tym banem to byłby problem, bo jako osoba nie posiadająca profilu na blogspocie, chyba nie mogę z Tobą nic zrobić xD
A z tymi nagrodami to się tak nie rozpędzaj ;p ja tu mam zamiar zrobić niesamowitą karierę psychologa, nie pisarza ;p
Heh;) Ależ jestem sprytny;p Choć nie wiem czy nie ma czegoś takiego jak ban na IP (blimey, dlaczego Ci podpowiadam?!;p). Ponadto, toż to przecież się nie wyklucza! Nawet poważniej będzie wyglądać z tyłu okładki książki: pisarka, psycholog. ^^
DeleteDude, ja nie mam takiego skilla technologicznego, żeby się IP bawić ;p więc chyba jesteś bezpieczny na razie.
DeleteI co to za pisarka-psycholog co to nawet jednego farfocla skończyć nie może? xD
"Michael i tak zawsze uważał, że jego logika jest... cóż, najbardziej logiczna." Taaak, to zdanie mnie rozwaliło. ^^
ReplyDelete"Miała przecież tylko kilka godzin przed zapadnięciem mroku i czasem, gdy (w końcu!) położy się spać..." Ale tego nie rozumiem. :/ Jestem tem(!)pa niczym nienaostrzona temperówka. xD
Podobał mi się ich dialog na temat kraju do którego dziewczyna chce się wybrać. Dobrze się go czytało. :)
Czemu Whisper wystawiła twarz do słońca, skoro w trójce było, że tak jak i ojciec, raczej przed nim stroniła? o.O
Bardzo podoba mi się ta retrospekcja. :D Chociaż trochę szkoda, że nie opisałaś jak wyglądała wtedy Whisper. Chyba, że to było niedawno, wtedy zwracam honor. ^^
"A co potem? O to będzie się martwić później..." Wiem, że trudno to ułożyć inaczej, ale i tak Ci napiszę, że nie za bardzo mi się to podoba, bo może akurat najdzie Cię jakaś twórcza myśl i uda Ci się to zmienić. (Chyba, że to tylko ja uważam, że to działanie jest tutaj potrzebne, jeżeli tak, zignoruj moje gadanie i zawiąż mi usta, bym więcej bzdur już nie palnęła. :P)
A ogółem, cały ten rozdział jest po prostu świetny. Naprawdę. Bardzo, bardzo mi się podoba. Wybacz, jeżeli coś, co tutaj napisałam nie jest błędem, a ja się czepiam. Mam ku temu skłonności, wiesz o tym...
Dziękuję za tak miłe chwile spędzone przy lekturze Twojego dzieła. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła przeczytać następną część. :D
Pozdrawiam serdecznie. :)