14 September 2012

IV - Fantastyczna czwórka


Elf i człowiek uścisnęli sobie dłonie. Zaiste, była to historyczna chwila.
Eoin Colfer "Artemis Fowl"

To całe fletowe nieporozumienie nie wpłynęło pozytywnie na Whisper. W ponurym humorze stawiła się na egzamin, zamiast skupiać się na tym, czego się nauczyła, w myślach rozważała wszelkie opcje miejsca pobytu instrumentu.
- Skąd ta ponura mina? Myślałem, że psychologia to dla ciebie bułka z masłem. - Zza pleców dziewczyny odezwał się Michael. Wcisnął się w kolejkę obok koleżanki, ignorując oburzone pomruki reszty nastolatków ustawionych do sprawdzenia legitymacji przy wejściu na salę egzaminacyjną (czyt. salę gimnastyczną wyposażoną w rzędy pojedynczych stolików).
- Psychologia to dla mnie bułka z masłem - potwierdziła spokojnie Whisper, przyglądając się poczochranej grzywce przyjaciela. Pewnie znowu ledwo co złapał autobus. Miewał problemy z wczesnym wstawaniem.
- Taaa... Jak to jest, że moja młodsza siostra musi mi przypominać o najważniejszych momentach w moim życiu? - spytał chłopak, jak zwykle nieoczekiwanie przeskakując na zupełnie inny temat.
- To ona w twojej rodzinie stała w kolejce po rozum - stwierdziła Whisper, z rozbawieniem zerkając na kolegę. Betty pewnie po raz kolejny musiała wylać bratu na głowę kubeł zimnej wody (dosłownie), by go obudzić i mu przypomnieć o egzaminie.
- To w takim razie po co ja stałem w kolejce? - spytał Mike, patrząc wyczekująco na szatynkę, która obdarzyła go uważnym spojrzeniem od stóp do głów, po czym wzruszyła ramionami.
- No na pewno nie po urodę - podsumowała, czym zasłużyła sobie na wielce rozczarowany wzrok przyjaciela. – Oj, żartuję. Przystojny z ciebie chłopak. I całkiem bystry też - powiedziała z rozbawieniem. Na szczęście Michael szybko się rozchmurzył. Komentarz Whisper wyraźnie połechtał jego dumę, choć do najpochlebniejszych raczej nie należał. Ich relacje właśnie tak wyglądały. Często ograniczały się do dogadywań i sarkastycznych docinek, choć wszyscy wiedzieli, że znają się od dzieciństwa i są najlepszymi przyjaciółmi.

Dwie godziny później już nikomu po głowie nie chodziło dziedziczenie cech. Dzień był słoneczny, wiatr orzeźwiający, a jeden z uczniów został zdyskwalifikowany za posiadanie telefonu komórkowego na egzaminie. Zasady były proste: nie wnosić na egzamin komórek, odtwarzaczy MP3 czy jakichkolwiek innych urządzeń. Nie sposób było zliczyć, ile razy nauczyciele im to powtarzali; ostrzegali, że zignorowanie tej zasady grozi dyskwalifikacją z egzaminów nawet do dwóch lat.
Liam, znajomy Whisper z lekcji psychologii, wyszedł z sali egzaminacyjnej w świetnym humorze, wyciągając z kieszeni swoją komórkę i bardzo donośnie chwaląc się kolegom tym, że udało mu się ją do środka i z powrotem przeszmuglować. Niektórym być może to zaimponowało, ale na jego nieszczęście przechwałki chłopaka usłyszeli nie tylko uczniowie.

- Wolność! - wykrzyknął Michael, gdy tylko razem z Whisper wydostali się z terenów college'u. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, nigdy więcej nie będą musieli przekraczać jego progu.
- Rozumiem twoje podekscytowanie, ale może byś chociaż udał, że przejąłeś się losem kolegi, hm? - spytała Whisper, ledwo dotrzymując przyjacielowi kroku. - Widziałeś jego minę, jak nauczyciele zgarnęli go do gabinetu dyrektora?
- No cóż... To tylko i wyłącznie jego wina. Nie mam zamiaru tracić czasu na współczucie jakiemuś podrzędnej inteligencji chłopczykowi.
- Podrzędnej inteligencji? Od kiedy to potrafisz określić wysokość czyjegoś IQ tylko na podstawie jego wyglądu i zachowania?
- Oj, daj spokój, Whisper. Trzeba być totalnym idiotą, żeby wykrzykiwać światu o sukcesie swojej zbrodni. To tak, jakbym obrabował bank i potem wszystkim się tym chwalił - powiedział Mike, w nieco zbyt entuzjastycznych podskokach prując przed siebie. Szatynka nie zadawała sobie trudu, żeby mu powiedzieć, że to nie to samo i że to, co zrobił Liam, trudno było nazwać zbrodnią. Michael i tak zawsze uważał, że jego logika jest... cóż, najbardziej logiczna. - To jak? Świętujemy? - spytał, teraz idąc tyłem, by móc spoglądać na przyjaciółkę.
- Jestem uziemiona - przypomniała chłopakowi, krzywiąc się nieznacznie. Był to wymuszony grymas i Whisper sama się sobie dziwiła, ale wolała już wrócić do domu. Miała przecież tylko kilka godzin przed zapadnięciem mroku i momentem, gdy (w końcu!) położy się spać...
- Jest dopiero południe! Nikt nie zauważy, że nie ma cię w domu.
- Zauważą... - Tym razem westchnienie dziewczyny nie było sztuczne. - Tata i Ally mają trzytygodniowy urlop od dzisiaj. Za tydzień jedziemy do Hiszpanii. Wspominałam ci o tym przecież - wytknęła. Jej sytuacja rzeczywiście nie przedstawiała się zbyt pozytywnie.
- No tak... To chyba nie będą twoje najlepsze wakacje - przyznał chłopak, patrząc na Whisper ze szczerym współczuciem.
- To tylko trzy tygodnie - mruknęła dziewczyna, choć dla niej to były AŻ trzy tygodnie. - Resztę wakacji spędzę, składając ubrania w Primarku. Zarobię na bilet do Australii i wyjadę z tego beznadziejnego kraju - powiedziała, tak jakby praca w sklepie z odzieżą była jej życiową ambicją.
- A co ze mną?
- Sprzedaj swoją kolekcję komiksów, to też cię będzie stać na bilet.
- Nie mogę ich sprzedać! To moje dziedzictwo!
- No to bierz gitarę i leć do parku pobrzdąkać. Może komuś się spodobają te twoje depresyjne dźwięki.
- Dla twojej wiadomości to się nazywa Slowcore.
- Niech ci będzie.
- To czemu akurat Australia?
- Bo nie Nowa Zelandia.
- Czemu nie? Myślałem, że chciałaś ją zobaczyć po tym, jak się dowiedziałaś, że Władca Pierścieni był tam kręcony.
- Ano prawda. Ale mam dość wysp.
- Aha... Ale wiesz... Australia to teoretycznie też jest wyspa...

Whisper  pojawiła się w domu godzinę później, a jej głowę zaprzątała tylko jedna myśl: flet Iskadara. Wracając z college'u, dziewczyna zawsze używała tylnych drzwi, prowadzących do domu przez ogródek i tym razem nie było inaczej. Płyty chodnikowe ułożone na trawniku, według nastolatki, za duże i ułożone w za dużych odległościach od siebie, przez co normalny chód nigdy się dla niej nie sprawdzał i musiałaby co półtorej kroku włazić stopą na trawę. Skacząc z płyty na płytę, dotarła do kamiennego patio, na którym ustawione były krzesła i stół ogrodowy z parasolem. Nieopodal stał ojciec Whisper przy rozpalonym grillu z torbą węgla u stóp.
- Whisper, w końcu jesteś. Myślałem, że egzamin już dawno się skończył - powiedział, odwracając się do córki.
- Było małe zamieszanie z powodu łamania regulaminu - odparła dziewczyna, zrzucając z ramion plecak i rozsiadając się na plastikowym krześle. Dzień był wyjątkowo przyjemny i nastolatka automatycznie wystawiła twarz do słońca. - To co to za okazja? – spytała, zerkając na chmurkę dymu unoszącą się znad grilla. Tata przecież nie znosił grillować.
- Jak to co za okazja? To mój pierwszy dzień wakacji od trzech lat! - odpowiedział radośnie mężczyzna. - Sąsiedzi z synem wpadną niedługo na grillowaną kolację. Może pójdziesz do kuchni i pomożesz Ally w przygotowaniu sałatek?
- Jasne. - Nastolatka westchnęła, ale weszła do domu przez rozsuwane szklane drzwi. - Hej, Allyson. Mogę w czymś pomóc? - spytała, wchodząc do kuchni, gdzie kobieta stojąca przy wyspie kroiła warzywa.
- Mogłabyś zamieszać makaron w tym dużym garnku? - poprosiła, podnosząc głowę na moment, by zerknąć na pasierbicę. - Tylko delikatnie, żeby się nie rozleciał - zastrzegła. Nastolatka kiwnęła głową i zerknęła do wnętrza garnka pełnego parującej wody i dużego makaronu w kształcie muszelek, które Ally miała później faszerować sałatką z tuńczykiem.
Gotowanie. To jedna z tych czynności, której Whisper nie doświadczyła przy swojej matce. Być może była wtedy jeszcze za młoda, ale wszystko, czego się nauczyła, wiedziała od macochy. I była jej za to wdzięczna. Od dnia, gdy pierwszy raz piekły imbirowe ciasteczka na Boże Narodzenie, Whisper pokochała przebywanie razem z nią w kuchni o zaparowanych od gotowania szybach, pełną pięknych zapachów, obiecujących wspaniały posiłek.

W tle leciała klasyczna muzyka, którą Ally tak lubiła, ale Whisper wolałaby, żeby ktoś w końcu puścił kolędy. Przecież była Wigilia! Dziewczyna spędzała czas w dość buntowniczym nastroju, szczególnie, że wcześniej tego dnia dowiedziała się, że jej matka nie będzie mogła do nich dołączyć w czasie Bożenarodzeniowego obiadu. Jej stan jest niestabilny - powtarzali lekarze. Ale ją to wcale nie obchodziło. Święta to czas rodzinny i Whisper chciała, by był takim i tego roku.
- Whisper...? - pytający głos, poprzedzony cichym pukaniem rozległ się zza drzwi pokoju dziewczyny. Siedziała na parapecie, zastanawiając się, czy gdyby skoczyła z werandy, znajdującej się tuż pod oknem, na trawnik, to coś by jej się stało... Odwróciła się na moment, by ujrzeć głowę Ally wystającą zza pół przymkniętych drzwi. - Chciałabyś mi pomóc w pieczeniu ciasteczek? - spytała, uśmiechając się łagodnie. Nastolatka miała odpowiedzieć "nie", ale nie chciała macosze sprawić przykrości, szczególnie dzień przed świętami.
- Może później? - zaproponowała nieśmiało, licząc, że Allyson się zgodzi, a później zapomni o sprawie.
- Ciasto jest już przygotowane. Mamy foremki w kształcie choinek, gwiazdek i aniołków. Ale myślę, że to dekorowanie spodoba ci się najbardziej. Będziesz mogła użyć polewy o kolorze jakim tylko chcesz, a do tego mam też kolorowe i kokosowe posypki, czekoladowe guziczki, migdały i orzeszki. - Szczerze mówiąc, Whisper była gotowa się zgodzić już po słowie "foremki".
- No dobrze - zgodziła się, zeskakując z parapetu.
- Jutro, po obiedzie zawieziemy Charlotte całe pudełko ciasteczek. Co ty na to? Pewnie się ucieszy, jeśli jej powiesz, że sama je piekłaś i dekorowałaś...
- Naprawdę? Możemy? - spytała zaskoczona dziewczyna. Wizja wizyty u matki bardzo podniosła ją na  duchu.
- Oczywiście. Henry uważa, że to świetny pomysł. - Nie było wątpliwości, że to Allyson przekonała go do tego. Whisper uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- To chodźmy piec te ciasteczka.

Goście mieli się pojawić już niedługo. Allyson z pomocą Whisper skończyła przygotowywanie jedzenia i obie kobiety poszły przebrać się na kolację. Teraz jednak nastolatce nie w głowie było strojenie się, nawet jeśli rzeczywiście miała co świętować. I tak nie miała zamiaru dużo czasu przebywać wśród gości. Jednym z powodów był syn sąsiadów, zbyt podobny do Olly'ego jak na jej gust.
Dlatego zamiast przebrania się, Whisper za priorytet wybrała odnalezienie instrumentu Iskadara. Logicznym miejscem rozpoczęcia jego poszukiwań było łóżko i jego okolice. Dziewczyna przetrzepała pościel, wczołgała się pod łóżko i nawet użyła latarki w długopisie, by sprawdzić szpary pomiędzy materacem i ramą łóżka. Nic. Ani śladu po flecie.
Nastolatka właśnie próbowała wcisnąć głowę w jedną z ciasnych przestrzeni pomiędzy łóżkiem a ścianą (i jedyne, co tam na razie zmieściła to nos), gdy do drzwi jej pokoju zapukała Ally.
- Whisper, mogłabyś pomóc Olly'emu się ubrać? Richardsonowie już przyszli...
- Yhy, zaraz do niego pójdę - powiedziała dziewczyna. Poczekała, aż kroki Allyson rozlegną się na schodach, i po raz ostatni zerknęła pod łóżko. Postanowiwszy później uporać się z tym problemem, ruszyła do pokoju przyrodniego brata. Młody siedział na dywanie z naburmuszoną miną, wpatrując się w koszulę wiszącą na klamce od szafy. Wszyscy dorośli uważali, że chłopczyk wyglądał wprost uroczo w tych eleganckich, dziecięcych koszulkach, ale sam zainteresowany za nimi wcale nie przepadał. Na dziś mama wybrała mu błękitną koszulę w kratkę, o krótkich rękawkach. - No dalej, czemu się nie ubierasz? Wiesz, założę się, że Dave też będzie dzisiaj ładnie ubrany. Chyba nie chcesz wyglądać gorzej od niego, co? - I potem już jej zadanie było dużo łatwiejsze. Olly nie lubił być tym gorszym. W jakiejkolwiek dziedzinie.
- Jak wyglądam? - spytał, prezentując się siostrze ze wszystkich stron.
- Bardzo stylowo - odparła dziewczyna. - Tylko jeszcze musimy ogarnąć te twoje sterczące włosy - dodała, kierując się ku komodzie. - Gdzie masz grzebień? - spytała, zaglądając do pierwszej szuflady, ignorując protestujący pisk dziecka. Chwilę później zrozumiała, co spowodowało jego szybką reakcję. - Skąd to masz? - spytała nieco niższym niż normalnie głosem, w którym słychać było narastający gniew. Wolno odwróciła się do chłopczyka stojącego pośrodku pokoju z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
- Znalazłem - mruknął wymijająco, co tylko dolało oliwy do ognia.
- Nie masz prawa wchodzić do mojego pokoju i dotykać moich rzeczy, rozumiesz?! - krzyknęła, sama zdziwiona agresją, do jakiej była w tym momencie zdolna. - Jeszcze raz znajdę cię w moim pokoju szperającego w moich rzeczach to pożałujesz, jasne?! - Ręce trzęsły jej się teraz ze złości, a jej podniesiony głos ktoś musiał usłyszeć, o czym sugerowały pospieszne odgłosy kroków na schodach.
- Co tu się dzieje? Na miłość boską, Whisper, czemu tak wrzeszczysz? Gości mamy! - Allyson wpadła do pokoju syna akurat w momencie, gdy ten postanowił się rozpłakać.
- Wspaniale. Po prostu świetnie - warknęła pod nosem nastolatka, dobrze wiedząc, co się teraz stanie. Kobieta momentalnie podbiegła do synka, porywając go w ramiona i szepcząc coś uspokajającego do ucha. Żeby wszystko było jeszcze bardziej dramatyczne, w pokoju Olly'ego pojawił się również pan domu.
- Co to za krzyki? - spytał surowo, wzrokiem obejmując całą sytuację. Jego spojrzenie, przewidywalnie, zatrzymało się na Whisper. Brodą wskazał drzwi, co dla dziewczyny było całkiem jednoznaczne. Nadal trzęsąc się ze złości i w lewej ręce ściskając flet Iskadara, wyszła z pokoju, momentalnie kierując się do własnego. - Chwileczkę, Whisper. - Nastolatka zatrzymała się, jednak nie odwróciła, dobrze wiedząc, że ojciec stoi tuż za nią. - Nie chcę w tym domu więcej widzieć takich scen, szczególnie jeśli mamy gości, zrozumiano?
- Wy jakoś też nie pokazujecie się z najlepszej strony jako gospodarze. Zostawiliście tych gości samych na dole na pastwę losu - warknęła szatynka, dobrze wiedząc, że tego pożałuje.
- Wystarczy. - To Allyson tym razem przemówiła, nie jej ojciec, co ją zaskoczyło. Zwłaszcza że ewidentnie była zirytowana. Nie często można było u niej zobaczyć tę emocję. - Mam dość tych twoich wybryków i humorów pokrzywdzonego dziecka...
- Allyson... - odezwał się ojciec nastolatki, jakby chciał oszczędzić córce wykładu, co było dość dziwne.
- Nie, Henry. Dobrze wiem, że ty myślisz to samo, a ona musi to w końcu usłyszeć, inaczej nigdy nie dorośnie! - Whisper wolno odwróciła się w stronę rodziców. Twarz ojca przedstawiała mieszane uczucia, ale ta od Ally była wściekła i jednolicie czerwona. Olly wtulony był w jej kark i pochlipywał cicho. - Ona nie wróci, rozumiesz?! Pogódź się z tym, bo taryfa ulgowa dla dziewczynki, która utraciła matkę, skończyła się lata temu! - Z tymi słowami kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła schodami w dół.
- Przebierz się. Spodziewamy się ciebie na kolacji - powiedział po chwili ciszy mężczyzna i odszedł, by dołączyć do żony. A Whisper stała tak w miejscu, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała. Do głowy przychodziło jej sporo epitetów mogących niezbyt kulturalnie określić macochę, ale żadnego z nich nie potrafiła wymówić na głos. W końcu wróciła do własnej sypialni. Zrzuciła z siebie ubranie i założyła wcześniej przygotowaną sukienkę. Nie należała do tych przesadnie eleganckich. Ot, taka lekka, młodzieżowa sukienka nadająca się na letni wieczór na świeżym powietrzu. Przejrzała się w lustrze i upięła włosy w kok. Dopiero teraz, patrząc we własne odbicie, ogarnął ją głęboki smutek. Nie mogła uwierzyć, że Ally powiedziała to, co powiedziała. Jak mogła być tak nieczuła? Jakaś część dziewczyny szeptała jej uparcie, że kobieta - być może, ale tylko być może - miała rację?

Na całe szczęście, jej obecność podczas tego wieczoru nie była wymagana zbyt długo. Miała zjeść kolację i grzecznie poczekać do deseru, którego sobie odmówiła, by móc szybciej się ulotnić. Podczas trwania posiłku ani razu nie spojrzała na nikogo ze swojej rodziny, co chwila zagadując panią Richardson lub jej syna. Nie było to jej normalne zachowanie, ale dziewczynie nie zależało już na utrzymywaniu pozorów.
Po skończonym posiłku pospiesznie wróciła do siebie i od razu rzuciła się na łóżko, wtulając twarz w pościel. Dłoń wsunęła pod poduszkę, gdzie zacisnęła ją na drewnianym instrumencie Leśnego Ducha, którego miała nadzieję dziś spotkać.
- Śpij, śpij, śpij... - szeptała stłumionym przez materiał kołdry głosem. Chciała się stąd wyrwać. Z tego świata, ze swojego życia, które od tak dawna było dla niej coraz bardziej uciążliwe. Po kilku minutach uświadomiła sobie jednak, że jeśli choć trochę się nie rozluźni to nigdy nie uda jej się zasnąć. Jej głowę zapełniało zbyt wiele pełnych emocji myśli.
Wzięła kilka głębokich oddechów i wygodniej ułożyła się na boku, twarzą do ściany. Flet nadal miała blisko siebie, nie mając zamiaru nigdzie się bez niego wybierać. Starała się nie myśleć o niczym i tym samym przyspieszyć zapadnięcie w sen, ale mimo tego minęło jeszcze sporo czasu, zanim jej się to udało. Słyszała, jak piętro niżej gospodarze żegnali się z gośćmi, a chwilę później nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Wiedziała, że teraz nikt jej nie przeszkodzi i nie wejdzie do jej pokoju. Napięcie emocjonalne, którego była powodem, nadal nie znikło, więc na następną rozmowę pouczającą będzie musiała poczekać do dnia następnego. A może nie będzie musiała? Jeśli spotka Iskadara i ten zgodzi jej się wyjawić, jakim sposobem mogłaby zostać w jego świecie... Może nie będzie musiała wracać...?

I to wystarczyło - ta jedna myśl dotycząca Leśnego Ducha. Już po chwili nastolatka stała pośrodku błękitnej puszczy.
- Och... - wyrwało się jej, gdy zorientowała się, że tym razem trafiła do tego świata w czasie nocnym. Rozłożyste korony drzew i ich listowie powstrzymywały światło księżyca i gwiazd do dostania się w niższe części lasu, tym samym pozbawiając Whisper jakiegokolwiek źródła światła. Dziewczyna przez moment stała nieruchomo w miejscu, bo choć otoczenie nie było całkowicie pogrążone w ciemności, musiała pozwolić oczom na przyzwyczajenie się do nowych warunków. Pełną minutę stała bez ruchu, podczas której również zmysł słuchu jej się wyostrzył. O ile się nastolatka zdążyła zorientować, w pobliżu nikogo nie było. Tak bardzo chciała się tu dostać, cały czas wyobrażając sobie, że momentalnie wpadnie na Iskadara, nie biorąc pod uwagę faktu, że Leśny Duch może wcale tu na nią nie czekać. - Nie bądź taką egocentryczką... - mruknęła do siebie. Już sama uwaga, jaką jej mieszkańcy tego miejsca poświęcali, była bardzo pochlebna. Szatynka nie mogła zakładać, że Iskadar nie ma nic innego do roboty, tylko godzinami czekać tu na ludzką dziewczynkę. Złodziejkę w dodatku.
Po chwili namysłu postanowiła po raz kolejny odwiedzić Wioskę w Dolinie. Miała nadzieję, że w mroku uda się jej znaleźć ścieżkę. A co potem? O to będzie się martwić później...
Jak się domyślała, w ciemności nie łatwo się będzie odnaleźć. Próbowała odtworzyć w pamięci drogę, ale nie było to proste gdyż, jak dobrze pamiętała, jej wycieczka do wioski przebiegła dość chaotycznie. Dziewczyna po prostu wybrała sobie wtedy kierunek i szła, nie przejmując się tym, gdzie dojdzie. Jedyne, co mogło jej w tym momencie pomóc, to wiedza, że wioska znajduje się... cóż, w dolinie. Ściskając w dłoni instrument Iskadara, Whisper ruszyła w kierunku, który (mniej więcej) wybrała ostatnim razem, licząc, że dobrze trafi.
Błękitna puszcza nie wydawała się jej teraz tak przyjazna, jak za dnia. Jej piękno nadal zapierało dech w piersiach, ale tym razem było w niej też coś niepokojącego. Nastolatce wydawało się, że jest obserwowana; szum liści sprawiał wrażenie, jakby za nią podążał, a wiatr niósł ze sobą dźwięki, których dziewczyna wcześniej nie słyszała. To tylko ją zmotywowało do szybszego marszu i w wielką ulgę wprawił ją fakt, iż teren pod jej stopami w końcu zaczął opadać. Chwilę później dziewczyna wyszła spomiędzy drzew i jej oczom ukazały się pojedyncze światła Wioski w Dolinie. Wolną od wysokich drzew przestrzeń rozświetlał blask gwiazd i księżyca.
Zejście do wioski nie zajęło jej już dużo czasu, ale dopiero stojąc pomiędzy jej pierwszymi domami, dziewczyna musiała przyznać, że nie ma nawet pojęcia, gdzie zacząć szukać Iskadara. A przecież jedynym miejscem, które tu znała, była karczma Athala. Tak, to było odpowiedni punkt do rozpoczęcia poszukiwań. Z nieco podbudowaną pewnością siebie ruszyła więc w głąb miasteczka.
Po drodze nie spotkała nikogo i w niewielu oknach widać było światło. Nawet karczma wyglądała na zamkniętą. Whisper mimo to pchnęła jej drzwi, które niespodziewanie okazały się być otwarte, i niepewnie weszła do środka. Tuż nad barem, zwieszona z sufitu, słabo tliła się jedna świeczka, ale poza niewyraźnym kręgiem, który wyznaczała swoim światłem, w pomieszczeniu było ciemno. Kierowana płomieniem dziewczyna dotarła do baru, z jakiegoś powodu bojąc się rozglądać na boki, by przypadkiem nie dojrzeć, co czai się w mroku.
Głośne szuranie, przypominające odgłos, jaki robi odsuwane krzesło, dochodzące z głębi pokoju gwałtownie poderwało nastolatkę i mogłaby przysiąc, że podskoczyła na co najmniej dwa metry.
- Masz mój flet! - rozległ się radosny głos, a po chwili odgłos kroków powiedział szatynce, że Iskadar idzie w jej stronę. Odetchnęła z ulgą i wdrapała się na stołek barowy, gdzie poczekała na mężczyznę, którego twarz w końcu została oświetlona przez świeczkę.
- Co tu robisz o tak późnej porze? Karczma wygląda na zamkniętą - powiedziała, całkowicie ignorując fakt, że ona sama też się tym nie przejęła i tu weszła. Podała Leśnemu Duchowi flet, a ten przyjął go z szerokim uśmiechem na ustach.
- Mieszkam tu - odparł, z czcią oglądając instrument z każdej strony. Chwilę później schował go za pazuchę, jakby się obawiał, że znowu go straci.
- Nieprawda. To karczma Athala. Poznałam go - odpowiedziała na to Whisper, triumfalnie się uśmiechając, pewna, że przyłapała Iskadara na kłamstwie.
- A owszem, to miejsce należy do Athala. A tak się składa, że ja jestem jego synem – oznajmił, wstając. Obszedł bar, by stanąć po jego drugiej stronie. - Napije się pani czegoś? - spytał oficjalnie, a niezbyt jasne światło świeczki wykrzywiło jego uśmiech. - A może... - zaczął ponownie, tym razem na moment się wahając. - Obiecałem ci coś poopowiadać o naszym świecie. Nadal jesteś zainteresowana?
- Oczywiście! - odparła momentalnie Whisper, automatycznie podekscytowana. - Czyli to znaczy, że... już mi wybaczyłeś? - spytała wesołym tonem.
- Wybaczyłem - mężczyzna zapewnił dziewczynę i nawet wyciągnął w jej stronę dłoń, którą Whisper z radością uścisnęła na znak zgody. - No to chodźmy! - postanowił Iskadar, z powrotem wychodząc zza baru i kierując się ku drzwiom.
- Ale gdzie? - spytała sceptycznie szatynka, zeskakując z krzesła. By dołączyć do mężczyzny, musiała odwrócić się tyłem do światła, tym samym ograniczając sobie sporą jego część. Wcale nie chciała stąd wychodzić.
- Na zewnątrz. Najlepiej się opowiada pod gwiazdami. I wyobraźnia lepiej działa... Karczma to nie miejsce na takie rzeczy - powiedział rzeczowo, stojąc w drzwiach i czekając, aż Whisper do niego dołączy. Dziewczyna niechętnie wyszła za Iskadarem, ale musiała się na moment zatrzymać, by wzrok ponownie przyzwyczaić do ciemności. - Coś nie tak? - spytał Leśny Duch, oglądając się za szatynką.
- Daj mi chwilę. Przecież nic nie widzę w tych egipskich ciemnościach - mruknęła, przymykając oczy.
- Egipskich? - spytał Iskadar, a nastolatka była pewna, że w jego głosie rozpoznała rozbawienie. - Czyli ludzie nie widzą po ciemku... - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, które dla Ducha nie miało większego sensu, ale się z nim pogodził.
- No rusz się, zanim zmienię zdanie albo, co gorsza, wrócę do domu - powiedziała Whisper, szturchając Iskadara w bok. Mężczyzna zachichotał i ujął dłoń dziewczyny, prowadząc ją w stronę wyjścia z miasteczka, tego z przeciwnej strony, z której Whisper przyszła. Szybko opuścili obrzeża wioski i teraz wspinali się po trawiastym zboczu w stronę puszczy. - To o czym mi opowiesz? - spytała, teraz już nieco zdyszana wspinaczką.
- Cierpliwości, moja droga. Zaraz będziemy na miejscu - powiedział tajemniczo Iskadar. On sam nie wykazywał najmniejszego stopnia zmęczenia, a cały czas pomagał też Whisper, ciągnąc ją za sobą na przód. Gdy teren pod ich stopami w końcu się wyrównał, Iskadar poprowadził Whisper jeszcze kilka kroków w głąb puszczy, by w końcu zatrzymać się u stóp kolejnego, dużo bardziej stromego wzniesienia. Kilka metrów na lewo od miejsca, w którym wyszli spoza drzew było wejście w głąb wzgórza.
- Kopalnia? - spytała zaskoczona Whisper, puszczając dłoń mężczyzny i podchodząc do ziejącego chłodem otworu w skale. - Kopalnia diamentów! - poprawiła się szybko z podekscytowaniem. - Athal o niej wspomniał, gdy trafiłam do jego karczmy po raz pierwszy - wyjaśniła, gdy mina Iskadara wyraźnie świadczyła o jego zaskoczeniu.
- Tak, to nasza kopalnia diamentów. O tej porze nie znajdziesz tu wielu kopaczy - dodał, zadzierając głowę. Whisper zrobiła to samo i dostrzegła, że niebo wyraźnie się rozjaśnia.
- Chcesz mi powiedzieć, że kopiecie tylko w nocy, a w dzień już nie? Jaki to ma sens?
- Ano ma. Zaraz zobaczysz dlaczego - odparł Iskadar, usadawiając się przed wejściem do kopalni i wyciągając flet. Nastolatka przycupnęła tuż obok niego, licząc, że być może usłyszy jakąś melodię. Niestety mężczyzna jedynie poobracał instrument w rękach, a po chwili ułożył go na kolanach. - Bo widzisz... robienie czegokolwiek w świetle dnia w tej kopalni byłoby bardzo uciążliwe, jeśli nie niemożliwe. A to z powodu jej rezydentów... - Iskadar rozpoczął swoją opowieść, zapewne czekając, aż noc całkowicie przemieni się w dzień. - Wiele lat temu, gdy któryś z mieszkańców Wioski w Dolinie odkrył tu złoże diamentów, szlachecka rodzina ze stolicy przywędrowała tutaj, najprawdopodobniej chcąc się wzbogacić. W tamtych czasach Górskie i Leśne Duchy trzymały się z daleka od siebie, ci pierwsi, reprezentanci naszej szlachty, praktycznie nie opuszczając swoich wysoko położonych miast - wytłumaczył, zerkając w głąb wejścia do kopalni. - Osoby, które spotkasz tutaj, w lesie i dolinach to prości, choć przyjaźni ludzie. Nie spotkasz się jednak z takim, który w domu trzymałby zwierzę. Górskie Duchy natomiast lubią udomawiać zwierzęta i różne istoty, nie zawsze licząc się z tym, że być może one sobie tego wcale nie życzą. Tego dnia, lata temu, rodzina szlachecka przywiozła razem ze sobą w nasze strony pewne stworzenia, których nigdy wcześniej tu nie widziano. Wyraźnie zamieszkiwały one inne części krainy. - Iskadar zamilkł na moment, czegoś nasłuchując. Z wnętrza wzgórza dało się słyszeć ciche szczebiotanie, nieco przypominające świergot ptaków i wysoki dźwięk, jaki wydają dzwoneczki. Mężczyzna uśmiechnął się i ułożył jedną dłoń na flecie, jakby się na coś szykował. - Trzymali je w małych, ozdobnych klatkach, jak na pokaz, wyraźnie chcąc, byśmy je wszyscy zobaczyli. Pamiętam, jak pewna dziewczyna nazwała je "wróżkami". Fantastyczne to były istotki. Świergocące, migoczące w słońcu, o barwnych kolorach i nie większe od słowika. Mieli ich cztery: po dwie dla każdej córki. I tak właściwie to wyglądały jak miniaturowe wersje tych dziewczynek. Jeśli kiedyś poznasz Górskiego Ducha, to przekonasz się, że mają słabość do nazbyt kolorowych ubrań. - Teraz Iskadar mówił szeptem, a Whisper wytężała wzrok, starając się coś dojrzeć w pogrążonej w ciemnościach kopalni, bo już domyślała się, dokąd zmierza jego opowieść. - Przywieźli je tutaj, by uniemożliwiały nam pracę w kopalni. To bardzo zawistne, małe stworzonka. A mają słabość do ładnych kamieni - powiedział i w tym momencie pierwsze ostre promienie słońca wyjrzały zza wzgórza i z kopalni wypadła chmara owych wróżek, kierująca się wprost na Whisper, która znieruchomiała, nie wiedząc, jak się zachować.
Miała zamiar powiedzieć, że rzeczywiście są fantastyczne, urocze i piękne, ale wtedy jedna z wróżek usiadła jej na ramieniu i ugryzła ją w ucho, a druga z trzecią zaczęły ją ciągnąć za włosy.
- Ała! - zaprotestowała dziewczyna, zrywając się na nogi i rękami próbując odgonić od siebie resztę stworzonek. Iskadar natomiast siedział spokojnie, do ust podnosząc flet. Gdy tylko w otoczeniu rozbrzmiały pierwsze dźwięki melodii wygrywanej przez Leśnego Ducha, wróżki wyraźnie się uspokoiły. Dwie nadal zaplątane były we włosy dziewczyny, ale cała reszta obsiadła Iskadara.
- Do zobaczenia następnym razem, Whisper - powiedział mężczyzna, na moment przerywając grę, co sprawiło, że wróżki poruszyły się niespokojnie. Zaraz jednak wznowił swój mały koncert, a nastolatka zorientowała się, że wraca do swojego świata, odprowadzana słodkimi dźwiękami nieznanej jej melodii.

- Do zobaczenia - powiedziała sennym głosem, już leżąc we własnym łóżku. Zerknęła w stronę okna, by się przekonać, że ma dziś do przeżycia jeszcze jeden wschód słońca.

9 comments:

  1. O, Kolinka przeniosła się na blogspot i nic nie mówi! Nieładnie, nieładnie!
    A ja ciągle czekam na nowy rozdział. Czekam i czekam!
    Si

    ReplyDelete
    Replies
    1. No i dorwałaś mnie ;P i jeszcze sobie poczekasz, kochanie ;* Poza tym, fajny masz nowy nick. Skąd taki?

      Delete
  2. Nathaniel Sathirian vel Syriusz21 September 2012 at 22:33

    Mamma Mia, chciałem zaznaczyć swoją obecność, ale nie wiedziałem gdzie mam wrzucić swój koment, więc niniejszym czynię to tutaj;) Forza!;p

    ReplyDelete
    Replies
    1. A witam ^^ wiesz, że to już mój trzeci blog, na którym jesteś? xD

      Delete
    2. Nathaniel Sathirian vel Syriusz24 September 2012 at 00:56

      Tak w sumie to wiem ;p Jak mawiają niektórzy, trochę wody w Wiśle już upłynęło od czasu gdy pierwszy raz wszedłem na Whoever-you-are ;) (matko moja, ależ się zrobiło sentymentalnie!;p)Cóż tak to już ze mną jest, że nie mam w zwyczaju zmieniać upodobań (ergo zmartwię Cię, że będziesz musiała znosić moją obecność - choć przecież zawsze jest ban czy coś ;pp). Zresztą, jakże bym mógł nie śledzić poczynań tak wyśmienitej autorki i nie czekać na dalszą odsłonę Syriusza! Poza tym, jak będziesz sławna i dostaniesz jakąś nagrodę (raczej liczba mnoga) to będę mógł się chwalić, że ja się poznałem na Twym talencie zdecydowanie wcześniej;)

      Delete
    3. Taaak *ociera łezkę wzruszenia* kupa czasu minęła od whoever-you-are. Teraz ta sentymentalność popchnęła mnie do wspominania moich pierwszych poczynań pisarskich, pierwszych blogów itd.
      Kurde, widzisz, z tym banem to byłby problem, bo jako osoba nie posiadająca profilu na blogspocie, chyba nie mogę z Tobą nic zrobić xD
      A z tymi nagrodami to się tak nie rozpędzaj ;p ja tu mam zamiar zrobić niesamowitą karierę psychologa, nie pisarza ;p

      Delete
    4. Nathaniel Sathirian vel Syriusz24 September 2012 at 23:50

      Heh;) Ależ jestem sprytny;p Choć nie wiem czy nie ma czegoś takiego jak ban na IP (blimey, dlaczego Ci podpowiadam?!;p). Ponadto, toż to przecież się nie wyklucza! Nawet poważniej będzie wyglądać z tyłu okładki książki: pisarka, psycholog. ^^

      Delete
    5. Dude, ja nie mam takiego skilla technologicznego, żeby się IP bawić ;p więc chyba jesteś bezpieczny na razie.
      I co to za pisarka-psycholog co to nawet jednego farfocla skończyć nie może? xD

      Delete
  3. "Michael i tak zawsze uważał, że jego logika jest... cóż, najbardziej logiczna." Taaak, to zdanie mnie rozwaliło. ^^
    "Miała przecież tylko kilka godzin przed zapadnięciem mroku i czasem, gdy (w końcu!) położy się spać..." Ale tego nie rozumiem. :/ Jestem tem(!)pa niczym nienaostrzona temperówka. xD
    Podobał mi się ich dialog na temat kraju do którego dziewczyna chce się wybrać. Dobrze się go czytało. :)
    Czemu Whisper wystawiła twarz do słońca, skoro w trójce było, że tak jak i ojciec, raczej przed nim stroniła? o.O
    Bardzo podoba mi się ta retrospekcja. :D Chociaż trochę szkoda, że nie opisałaś jak wyglądała wtedy Whisper. Chyba, że to było niedawno, wtedy zwracam honor. ^^
    "A co potem? O to będzie się martwić później..." Wiem, że trudno to ułożyć inaczej, ale i tak Ci napiszę, że nie za bardzo mi się to podoba, bo może akurat najdzie Cię jakaś twórcza myśl i uda Ci się to zmienić. (Chyba, że to tylko ja uważam, że to działanie jest tutaj potrzebne, jeżeli tak, zignoruj moje gadanie i zawiąż mi usta, bym więcej bzdur już nie palnęła. :P)
    A ogółem, cały ten rozdział jest po prostu świetny. Naprawdę. Bardzo, bardzo mi się podoba. Wybacz, jeżeli coś, co tutaj napisałam nie jest błędem, a ja się czepiam. Mam ku temu skłonności, wiesz o tym...
    Dziękuję za tak miłe chwile spędzone przy lekturze Twojego dzieła. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła przeczytać następną część. :D
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    ReplyDelete